Spokojnie dasz sobie radę. Nie ma co się zastanawiać. W jakiejkolwiek formie będziesz, jazda po takich górach to przede wszystkim wieeeelka radocha, olbrzymia. Wiem, bo sam kilka razy byłem na dłuższych wypadach w Alpy w ciągu ostatnich paru lat.
Karkonosze zjeździłem w życiu wzdłuż i w szerz sto razy, też jest fajnie, ale Alpy to jednak zupełnie inna bajka.
Oczywiście, zgodnie z moją ulubioną maksymą "nie jest źle czuć się dobrze", to jeśli formę masz lepszą niż gorszą, to fun jest w górach jeszcze większy. Wtedy samo wjechanie na szczyt to bułka z masłem i możesz sam sobie zdecydować czy ciśniesz górę szybciej czy relaksacyjnie i wolniej. A jak dyspozycja jest zupełnie w lesie, to też się wjedzie, ale wtedy wjechanie samo w sobie może być na tyle wymagające, że o forsowaniu żywszego tempa nie ma raczej mowy.
Wokół Trójmiasta śmiało można zbudować wystarczającą dyspozycję na góry. Wiatrów ci u nas dostatek, a pod wiatr to trochę jak pod górę, na zasadzie jak się nie ma co się lubi …. Tak jak ktoś napisał, w polskie góry może będziesz miał okazję pojechać raz, a jeden trening raczej niczego nie zmieni, więc trenujesz u siebie. Ale jak będziesz miał okazję pojechać i w polskie górki, polecam.
Zresztą z tego (naszego, pomorskiego) terenu pochodzi wielu świetnych zawodników, czy aktualnych, czy dawnych, którzy śmigali w pro peletonie po górach aż miło. Więc można.
…..
Siłownie robiłeś, dobrze, przyda ci się. Dla kolarza siłownia to zima, a teraz jest już wiosna i pora robić km, a nie żelazo na siłowni. Na długich podjazdach zresztą bardziej potrzebujesz wytrzymałości siłowej niż samej siły (choć ta też się przydaje jak jest ponad 10% ) i jeśli chcesz choć nieco kierunkowo sobie trenować, to na tym (wytrzymałości siłowej) powinieneś się trochę skupić.
W swoich okolicach masz wystarczające dobre tereny do treningu. Owszem gór nie ma, co nie znaczy, że nie można ich imitować.
Niezłym rozwiązaniem pod trening "górski" na płaskim lub pagórkowatym terenie jest np.:
po rozgrzewce jedziesz przez 20 min. na przełożeniu twardszym niż normalnie, tak mniej więcej z kadencją 70-75 i mocnym tempem, nie na maksa, ale jednak mocno, następnie 5-10 min rozjazd, i znowu 20 min to samo i znowu 5-10 min rozjazdu … i tak od 3 do 5 takich interwałów, potem rozjazd do domu. Pierwszych kilka treningów - rozjazd między interwałami może być 10 min, potem lepiej je ograniczyć do 5 min. Generalnie fajne ćwiczenie, polecam.
Do takich interwałów najlepiej wybrać sobie jakąś pętlę, której przejechanie w mocnym tempie zabiera ok 20-30 min, wtedy będziesz mógł też obserwować swoje postępy. Jeśli ujeżdżasz okolice Chwaszczyna i NDW jak większość z Trójmiasta, to np. runda Koleczkowo - Bojano - Karczemki - Kielno - Koleczkowo może być w sam raz na powtórzenia, jak i pełno innych tras.
Poza tym, możesz się od czasu do czasu wybrać na małą rundę pod zbiornik żarnowiecki. Tj. wjeżdżasz drogą techniczną, zjeżdżasz zwykłą do Czymanowa, zrobisz sobie 10-15 takich rundek i z pewnością poczujesz podjazdy. Podjazd jest krótki (ok 1,2 km) więc trzeba go od razu jechać mocno i dynamicznie, najlepiej z przyśpieszeniem na ostatnich 200m.
W dużych górach i tak będziesz co jakiś czas miał mniejszy, czy większy kryzys, wtedy na chwilę minimalnie zwalniasz (tylko niezbędne minimum), tyle aby uspokoić nieco organizm i oddech, i po chwili znowu możesz cisnąć. Czym lepsza forma, tym krótsza jest chwila potrzebna na "odpoczynek". Jest forma, to po 30s kryzys minie, nie ma formy, to 15 min będziesz dochodził do siebie jak z tempem przesadzisz
Polecam też ćwiczenie z jedną nogą, które zaproponowałem w innym temacie w jakiejś dziwnej dyskusji o technice pedałowania, zatrzaskach, platformach itd.
Oba ćwiczenia ci się przydadzą. Oczywiście nie w kółko, bo trening trzeba sobie urozmaicać jednak.
Postaraj się również nie zabierać w góry zbyt dużo zbędnych kg to z pewnością odczujesz
Poza tym …. uważaj …. góry (a szczególnie takie jak Alpy) wciągają jak nałóg. Wrócisz do domu i cały rok będziesz marzył żeby za rok tam wrócić
ale warto
Z perspektywy czasu i kilkudziesięciu alpejskich przełęczy, mogę powiedzieć, że jeśli musiałbym wybierać - dużo gorszy rower, żeby za zaoszczędzone pieniądze pojechać w Alpy - zdecydowanie wybrałbym Alpy.
Na szczęście mój wycackany i nieprzyzwoicie kosztowny bicykl nie musi się bać, nie stoję przed takim wyborem, więc go nie zdegraduję , a Alpy na przyszły rok mam już zabukowane, ale gdybym musiał wybierać …