Moim zdaniem wina leży ewidentnie po stronie samego Gomeza, a nie mundurowego czy nawet podstępnego, wyłaniającego się z nikąd drzewa, jak zasugerowałeś. Zawodnik zamiast skupić się na trasie i patrzeć przed siebie, myślał o niewiadomo czym a patrzał niewiadomo gdzie. Jeśli mi zdaży się na coś wjechać nie winię np. mewy, która odwróciła moją uwagę a siebie samego bo dałem się zbyt bardzo zaprzątnąć nie trasą na której, bądź co bądź powinienem być chociaż trochę skupiony a czym innym.Widocznie jakiś miejscowy kretyn proekolog nie pozwolił na jego wycięcie.
Włąśnie specjalnie oglądłem powtórki tej kraksy.
I dokładnie na nich widać od samego początku ującia, że mundurowy nie stał w punkcie krawęrznika najbardziej wychodzącym w drogę, tylko przy samym chodniku.
Zamiast bać się zderzenia z pędzącym rowerem powinien sygnalizować miejsce niebezpieczne. Po to tam go postawiono :evil: . A jeżeli miał lęki to niech idzie sią leczyć a nie zabezpieczać wyścig.
Najlepiej zalać asfaltem cały świat, aby chociażby jedno źdźbło trawy nie mogło się przyczynić do nieszczęśliwego wypadku na trasie. Przepraszam, ale boli mnie fakt istnienia setek milionów ignorantów, którzy najchętniej zmodyfikowaliby wszystko wokół siebie tylko i wyłącznie dla własnej wygody i kaprysu - najczęściej nie licząc się z niepowetowanymi stratami jakie takie postępowanie powoduje. Na nieszczęście ogółu należę do tych proekologicznych kretynów, którzy patrzą z bólem na ścinane drzewa, tony śmieci, ścieków, dymu, gówna i smrodu, kretynów którzy jak piszesz mogli przyczynić się albo i bezpośrednio przyczynili się do tej kraksy.
IMO zagalopowałeś się troszkę.
Co ma wspólnego ekologia z przelęknionym mundurowym. :shock:
No chyba, że Gomez zapatrzył się na niego jak na tą Twoją mewę :mrgreen:
Ktoś projektując drogę stwierdził, że natężenie ruchu lokalnego pozwala wybudować drogę tak by drzewko rosło "wchodząć" okoł 1metra w drogę.
Ale na czas przeprowadzenia Tour des Flandres postawiono tam mundurowego by nie doszło do kraksy