Różnica jest kolosalna, bo karbonowe pręty w siodełkach nie pękają od wyginania, tylko od zmiażdżenia - i to nie poza jarzmem, tylko zwykle dokładnie na jego krawędzi.
Jeżeli pręt ma dużą powierzchnię styku z jarzmem, uzyskuje się to samo tarcie, ale przy mniejszym nacisku. Przy mniejszej powierzchni styku siodełko ma tendencję do skrzypienia i przesuwania się, więc co robimy? Dociskamy. I w ten sposób, a nie przez sam nacisk związany z masą rowerzysty, niszczymy siodełko.