W dwóch pierwszych opisanych przez Ciebie sytuacjach powinieneś zastosować coś, co nazywa się ograniczonym zaufaniem. W trzecim przypadku ciesz się, że nie dostałeś mandatu.
Teraz napisz kak zdefiniować i odróżnić kolarza od rowerzysty? Strojem? Rowerem?
Co w sytuacji gdy mamy szybkiego rowerzystę a wolniejszego kolarza?
Kto miałby wydawać "karty kolarza"? Ile by to kosztowało i czy nie taniej byłoby raz na jakiś czas zapłacić mandat.
Nie obraź się ale uważam Twoje pomysly za absurdalne. Polskie prawo jest wystarczająco zagmatwane, by gmatwać je jeszcze bardziej.
Super - najpierw powiedz mi czy jesteś kierowcą. Jeździsz samochodem? Bywasz czasem na głównej? I co - zawsze przepuszczasz kierowców będących na podporządkowanej?
A teraz wyobraź sobie jazdę rowerem, gdzie przy każdym skrzyżowaniu zwalniasz prawie do zera (będąc cały czas na głównej!) - da się tak jeździć???
Z tego, co piszesz, wynika, że nigdy nie miałeś "podbramkowej" sytuacji na drodze. Ja takich sytuacji miałem więcej, niż tu opisałem.
Ad. 1. Gdybym zaczął hamować z prędkości ok. 30 km/h, na pewno nie wyhamowałbym do zera. Opóźniłbym kolizję w taki sposób, że samochód wjechałby na przejazd rowerowy, a ja bym przywalił głową w drzwi/szybę jego wozu. Taka sytuacja byłaby dla mnie o wiele bardziej urazowa, niż to, co się stało.
Ad. 2. Spróbuj wyhamować kiedyś nagle do zera gdy ktoś wyjdzie Ci na jezdnię. To się tak łatwo mówi, ale nikt nie chce nikogo uderzyć! Ja próbowałem jeszcze panią ominąć, ale po prostu była zbyt blisko! Gdybym jechał szybciej, ominąłbym ją przed jej nosem i pojechałbym dalej. Ale to tak łatwo się mówi PO FAKCIE!
Ad. 3. A słyszałeś o tym, że w Polsce obowiązują znaki, które znajdują się po prawej stronie jezdni??? Gdybyś słyszał, wiedziałbyś kto ma rację w takiej sytuacji. Policjanci chcieli mnie zaczepić! Ale nie mieli do tego ŻADNEGO POWODU. Po prostu się im nudziło, było im gorąco w służbowych ubiorach. Ale gdyby ich przełożeni dali im rowery do patrolowania, wiedzieliby w jakim stanie jest chodnik, na który mnie skierowali. Mandatu bym nigdy nie przyjął - chciałem tylko wrócić do żony i dzieci, bo obiecałem im, że razem pójdziemy na plażę, a ja na nogach byłem od 5:30.
Definicja kolarza wg mojego 6 letniego syna: kolarz ma kask. Moim zdaniem to wystarczy! Jak ktoś szybko jeździ, wie, że kask ratuje życie gdyby się cokolwiek niespodziewanego zdarzyło na drodze. A jak jeździ wolniej, to przecież nikt nikomu nie broni! Chodzi tylko o to, by nie blokować ruchu drogowego. A osoba jadąca 30-40 km/h przy prawej krawędzi jezdni raczej tego ruchu nie blokuje.
A młody wie co mówi - dwa razy stał już na pudle! Jego najdłuższa trasa to 20 km z prędkością średnią 15 km/h!
Tu nie chodzi o to, kto jest szybszy - to nie zawody! Każdy mój wyjazd, to jazda między 25-28 a 30-35 km/h. trasy od 20 do 180 km jednorazowo. Chyba każdy tu zaglądający potrafi się rozpędzić do prędkości powyżej 50 km/h. A na stravie bywają mutanci (albo oszuści), których średnia na danym segmencie dochodzi do 70 km/h! To jest szybko czy wolno?
A teraz wyobraź sobie, że z taką prędkością ktoś jedzie ścieżką rowerową, która jest nierówna a czasem też dziurawa. Fajnie?
"Karta kolarza" - to tylko propozycja! Najpierw trzeba by zmienić prawo w Polsce. Są licencje zawodników w rajdach samochodowych, są licencje kolarskie - może dałoby się przekonać władców "dobrej zmiany", by coś naprawdę ulepszyć? Ja i tak jadę drogą - i stanowię przy tym MNIEJSZE zagrożenie, niż ci wszyscy, co jeżdżą rowerami po chodnikach, a potem z nich zjeżdżają i jadą przez pasy, gdzie nie ma przejazdu rowerowego.
Ktoś kiedyś wymyślił żelaznego potwora jadącego po torach - straszył krowy, które przestawały dawać mleko. A teraz jakoś z tym nie ma problemów! Co tu gmatwać? Karta kolarza byłaby wydawana tylko tym, co chcieliby się nią posługiwać. Dawałaby nam możliwość jazdy w ruchu ulicznym w mieście z pominięciem ścieżek rowerowych. Być może byłyby jakieś wyłączenia - na przykład nadal autostrady, oraz wszystkie drogi, którymi jazda w mieście dopuszczalna jest z prędkością większą, niż 50 km/h.
A może po prostu w Twoim mieście ścieżki rowerowe są tak dobrze przygotowane, że masz przyjemność nimi się poruszania?
PS: Dwa tygodnie temu jechałem ścieżką rowerowo-pieszą, którą nawet lubię jeździć - naprawdę jest taka!!! Szeroka, asfaltowa, równa - nigdy nie myślałem, żeby zjechać na jezdnię. I co? Ano jadąc z prędkością 42,5 km/h zauważyłem, że 3 dzieciaków jedzie w tę samą stronę, ale wężykiem - i do tego na 2 rowerach! Więc krzyczę z daleka, żeby zjechali na bok. Zjechali - jadę więc dalej. Tuż przede mną ten rower podwójnie obciążony wjeżdża mi prosto pod koła!!! Udało mi się w ostatniej chwili ich ominąć. Ale tętno skoczyło mi nagle o 20 ud/min! Trasa jest poza miastem - tyle razy tędy jeżdżę, ale pierwszy raz taka sytuacja. I co? Oczywiście - trzeba uważać! Ale wszyscy musza uważać! Nie tylko użytkownicy rowerów szosowych.
I się nie obrażam! W końcu DYSKUTUJEMY! Nikt sam nic nie zrobi, ale jeśli okazałoby się, że coś przeszkadza większej liczbie osób, to warto się skrzyknąć i DZIAŁAĆ!