Jechałem połówkę. Zawsze jeżdżę połówkę, bo taki dystans najbardziej mi odpowiada (do 2 godzin, a najlepiej w okolicach 1:30 wysiłku, w zależności od trudności trasy).
Najlepsze w Kresowych już chyba za mną, bo raczej już się nie uda załapać w dziesiątce w kategorii (raz byłem 4-ty, Chełm 2012, raz 6-ty, Kraśniczyn 2013), czy w drugiej dziesiątce w open (Chełm 2012 - 13-ty, Kraśniczyn 2013 - 18-ty). Konkurencja coraz liczniejsza, coraz lepiej wytrenowana, coraz lepszy sprzęt (a ja wciąż na stalowym Bianchi ze sztywnym widelcem i hamulcami canti, napęd 3x7, zmieniam tylko opony).
Obecnie bardziej niż na miejsce patrzę na stratę do zwycięzcy (procent jego średniej prędkości) no i pilnuję, by cało dojechać do mety. Jakoś się to udaje, żadnego DNF od początku startów, nawet gumy nigdy nie złapałem, nie mówiąc już o urwanym łańcuchu (jak oni to robią?).
Po dwóch groźnych OTB w życiu, które zakończyły się zerwanymi więzadłami lub złamaniami, mam pewien uraz do stromych zjazdów i w ogóle lotów przez kierownicę i przyznaję, że w dwóch miejscach przed krótkim zjazdem zszedłem z roweru i sprowadziłem. Wiem, że to ujma na honorze, ale jakoś to przełknę. Na usprawiedliwienie mogę tylko podać długość mostka - 130 mm.
Wynik?
78% średniej prędkości zwycięzcy w open i 79% prędkości zwycięzcy w kategorii wiekowej.
Ale w jednej kategorii bryluję - tych na plastikowych platformach (nawet bez stalowych pinów) ); .
Tutaj może nawet byłem pierwszy.
P.S.
Jeszcze odnośnie jazdy w grupie, która jest nieunikniona w takich imprezach, zwłaszcza tuż po starcie.
Jadąc za kimś mam praktycznie cały czas palce na "spowalniaczach" (jak niektórzy nazywają canilevery), a i tak nie siedzę nikomu bezpośrednio na kole, co widać na załączonym obrazku:
https://www.facebook...?type=3