Cześć forum,
jeżdżę od początku roku na rowerze typu gravel postawionym na kołach Fulcrum Racing 700 DB. Styl jazdy raczej nieuważny. 70% asfalt, 30% wszystko inne, włącznie z kamieniami, tarką na szutrach, korzeniami w lesie.
Po po 3500km mój bilans to już 3 pęknięte szprychy. 1. po 2000 km na gruzie, 2. po 3200 na gładkiej drodze, ale po szturowych odcinkach wcześniej tego dnia (z obciążeniem 5kg podsiodłówka), a 3. poszła podczas transportu pociągiem, kiedy ten sobie legitnie wisiał na wieszaku (też z podsiodłówką 5kg).
Za każdym razem pęka szprycha w tylnym kole. Oczywiście geometria się rozwala od razu, ale da się jechać bo hamulce tarczowe i duży prześwit.
Nie bez znaczenia jest to, że sam ważę około 100kg. Jeżdżę na 32 mm oponach.
Pytanie:
Czy to normalne? Czy mam się po prostu z tym pogodzić? Czy to wada koła? Nie było zaplatane przez mechanika, tylko przyszło takie jako nowe.
Jeśli normalne przy tych parametrach i stylu jazdy to jaki zestaw narzędzi polecacie do przyuczenia się i zabierania w dłuższe trasy (500+), kiedy niekoniecznie chce się szukać mechanika, a trzeba jechać dalej.
Dzięki forum!