A gdyby tak zabronić kolarzom zawodowym używania w wyścigach mierników mocy? Podczas treningów niech używają ile chcą, ale nie podczas wyścigów.
Jak usłyszałem na etapie TdP komentarz zawodnika, że oto kolarz wyrwał się z grupy, pokonuje podjazd, ale patrzy ma miernik mocy, aby nie przesadzić, to poczułem niesmak, żeby nie powiedzieć, że szlag mnie trafił - a co, pomiar tętna już nie wystarczy, za mało informacji?
Jak tak dalej pójdzie, to niedługo komputerek ze sztuczną inteligencją na kierownicy będzie robił za pilota i jak w rajdach samochodowych dyktował jaki wrzucić bieg, kiedy zwiększyć, a kiedy zmniejszyć kadencję itp, oczywiście wszystko z pomocą zestawu czujników mierzących wszystkie podstawowe parametry organizmu, mięśni, krwi, płuc, może nawet moczu...
A gdyby dodać do tego analizę pozycji wszystkich rywali i kolarzy własnej grupy, czyli to gdzie są, jak szybko jadą, jaką mają stratę lub przewagę, to w zasadzie kolarz będzie mógł swoją rolę ograniczyć do ścisłego wykonywania poleceń, wyłączając niemal całkowicie myślenie, pozostawiając tylko instynkt utrzymania równowagi i najbardziej podstawową zdolność wzrokowej oceny otoczenia.
Teraz odpowiem sam sobie - firmy produkujące mierniki mocy nie byłyby taką perspektywą zachwycone - oczywiście bardzo łagodnie mówiąc - parę milionów łapówek w różnych walutach ewentualny pomysł zapewne skutecznie wyciszy.
Ale jakąś granicę moim zdaniem gdzieś będzie trzeba postawić - no chyba, że już jest - nie wiem czy są jakieś regulacje UCI dotyczące tego, co może, a czego nie może pokazywać zawodnikowi komputerek, czy komputerek może np. gadać do słuchawki (po za kontaktem z żywą osobą w wozie technicznym)...
Perspektywa kolarstwa polegająca na wykonywaniu ścisłych poleceń sztucznej inteligencji umieszczonej na kierownicy jest całkiem realna, aczkolwiek jak dla mnie... przerażająca.
Ale ja się tam nie znam - tak tylko sobie dywaguję...