Nie lepiej zwyczajnie "robić nogę" na tym, co masz?
Twój rower zapewne pozwala na wpakowanie dużo szerszych opon. 20-30 minut roboty i w razie potrzeby możesz jechać nie tylko po asfaltach, ale i po szutrowych drogach. Druga sprawa, co z tego, że wpakujesz się w geometrię gdzie bedzie Ci niewygodnie (a to możliwe przy mocnym nastawieniu na race), ewentualnie w której i tak będziesz unikał naprawdę aerodynamicznych pozycji, bo będą dla Ciebie zbyt wymagające?
Mam w okolicy harpagana, co na aluminiowym Eskerze z niższej półki i kapciach gravelowych 38c wali po 200 km zahaczajac po drodze Karkonosze ze srednią 30 km /h. Ja mając karbonowy rower z wyższej półki, na slickach tak nie potrafię wiec ocena jasna: zamiast próbować to nadrabiać sprzetem, lepiej wziąć się za siebie
Piszę to jako ktos, kto przerabiał już 2 zestawy kół w przełaju (na szosę i pod szutry), kto miał masę czujników i miernik mocy, a kto wszystko to nagle rzucił w kąt i teraz robi "kolarstwo romantyczne z akcentami" tj. część jazd na totalnie luzie, część prucie ile mogę. Przesiadłem się na 700x32c, przestałem patrzeć na jakieś banały, zamiast kręcić jak chomik na trenażerze poprzednią zimę przepracowałem nad core, nad jogą i w tym sezonie zanotowałem... wszelkie życiowe rekordy. Bez inwestycji w sprzęt.
Więc że nieco oftopowo, ale może coś da do myślenia.