Dodam, że jestem chłopak z Mazowsza i w terenach górskich jeżdżę za mało, by wypracować jakieś własne patenty. Tradycyjnie w tym roku planuję jeszcze wziąć rower na wrześniowy wyjazd w Beskidy (tak wiem, treningowo góry jesienią mają umiarkowany sens; ot' dla sportu / przyjemności). W sumie ten sam problem jest wiosną.
Słoneczny wygrzany podjazd >20-25C, wjeżdżamy mokrzy, a potem szybko zjeżdżamy po cienistej stronie w dolinę, gdzie panuje 10C. Z ubraniem sprawa prosta: dobra bielizna termiczna, rękawki, kamizelka lub pelerynka, dobry komin ... Natomiast zawsze mam problem z głową. Trudno podjeżdżać w przepasce windstopper. Można się zatrzymać na szczycie/przełęczy, zdjąć kask, wytrzeć głowę i coś założyć - ale to dobry patent np. w Alpach, a nie Beskidach, gdzie podjazdy i zjazdy są relatywnie krótkie, za to bardzo liczne. Można wrzucić jakieś ultra miękkie biegi na podjazd, aby się nie spocić, ale np. wiosną to słaby pomysł. Można w ogóle zrezygnować z kasku, ale, delikatnie mówiąc, nie jestem entuzjastą jazdy bez kasku. Coś tam daje dobrze zrobiona bandanka, ale ideału nie ma. Jakie są Wasze rozwiązania?