Cześc,
Teraz czas na moją relację z Maratonu w Radkowie. :-)
To był mój pierwszy górski szosowy maraton rowerowy w życiu. Pojechaliśmy razem z Tomkiem "Platonem", jako przedstawiciele naszej grupy szosowej Husarii Szosowej. Aby zaoszczędzić na kosztach, wyjechaliśmy w sobotę raniutko, o 5:30. Podróż przebiegła bez żadnych problemów i już, o 7:20 zameldowaliśmy się na parkingu, niedaleko startu. Podeszliśmy od razu po numery startowe i zapoznaliśmy się z tym, co organizator przygotował w "paczkach". Tomek dostał nr 198, a ja 197. Przygotowaliśmy się do maratonu i podjechaliśmy na linię startu. Zawodnicy puszczani byli w grupach 6 osobowych, co 2 minuty. O 9:00 ruszała nasza grupa. Okazało się, że jest nas 5 osób, z czego 1 na MTB. Przywitaliśmy się z chłopakami i... w drogę! :-D
Organizator tak przygotował trasę, że start odbywał się z końca ośrodka wypoczynkowego nad zalewem i już na początek hopka 12%, a potem przez drogę z kostki a'la "Kaczmarek" do wylotu na główną drogę. Tempo 40km/h. Od razu ustawiliśmy się w "pociąg"- widać było, że każdy wiedział, o co chodzi. Przejachaliśmy pierwsze 10km razem w tempie około 40km/h. Tempo było ostre i szły częste zmiany. Potem zaczęły się pierwsze hopki. Pierwsze wzniesienia jechaliśmy razem ale poczułem, że za ostro zacząłem start, bo bez rozgrzewki i wiedziałem, że nie utrzymam tego tempa. Tomek miał dobry dzień. Odskoczył mi na około 300 metrów z 3 innymi kolegami, a ja zostałem z tyłu. Chciałem zwolnić i wyregulować puls, bo do końca jeszcze 125km po górach... Na pierwszym poważnym podjeździe do Karłowa, dojechałem do Tomka. On też zwolnił z tego samego powodu co ja. Jechaliśmy razem. Ten podjazd, z tymi 8% i 10% przewyższeniami, to najcięższy podjazd według mnie na trasie maratonu. Minęliśmy kilka osób na podjeździe. Fajne uczucie jak widzisz, że nie tylko ty masz probemy, hehe.
Na szczycie, przekąsiłem "kanapeczkę" z nutellą i w dół... Niestety jakość asfaltu na zjeździe do Szczytnej to istna
AMBA, co spowodowało, że ostro na tych najgorszych odcinkach zwalniałem - Tomek mi odjechał. Standard na zjazdach. :-> I od tego momentu, resztę trasy maratonu górskiego w Radkowie przejechałem sam...
Na początku miałem nadzieję, że dojdę Tomka, bo wiadomo, we 2 zawsze raźniej, a i zmiany można dać jak ciężko idzie. Niestety nie doszedłem go. Poźniej na mecie okazało się, że przez całą trasę "róznica" między nami wynosiła + - 5 minut... Na mecie okazało się, że były to tylko 4 minuty i 36 sekund! W domu przekalkulowałem sobie, że pewnie mając w pamięci nasze ostatnie wspólne wypady w góry, na podjazdach dochodziłem Tomka ale na zjazdach on mi odjeżdzał. :-|
Od Szczytnej, do punktu żywieniowego, było kilka hopek. Udało mi się dojść kilku kolarzy ale nikt nie chciał siąść na koło. Dojechałem tak do punktu żywieniowego ale nie zatrzymałem się, bo wody miałem jeszcze 0,65 litra, a głód na bieżąco niwelowałem moimi "kanapkami" z dżemem i nutellą. Dojechałem do Kudowy Zdrój i zaczął się podjazd na Szczeliniec. Pamiętam jak kiedyś jechałem tędy z Maćkiem, Moniką i Aśką. W pamięci miałem to, że było ciężko, natomiast dziś zweryfikowałem to i mówię: Podjazd jest fajny, lekki i przyjemny. Poważnie. Oczywiście jest długi, bo ma około 7km ale średnie nachylenie to 4,8% więc luzik. Asfat super na początku, potem trochę gorszy ale równy. Udało mi się dogonić Małgosię "Greten", z Szerszeniu Trzebnickich, ale też nie chciała siąść na koło. ;-) Potem dojechało do mnie 2 kolarzy z M2, siedli mi przez chwilę na koło i jechali za mną ale nie chciałem się dekoncentrować i szarpać z nimi więc dałem znać żeby jechali dalej. Dojechałem do szczytu i w dół. Zjazd super, po za 2km gorszego asfaltu z wielkimi dziurami na jednym zakręcie w prawo. Masakra. Potem już do samego zjazdu do Radkowa super asfalt. Na zjeździe na szczęście nikogo nie mijałem, bo nie lubię tego, a dwa, że niebezpiecznie i tyle.
Tu muszę się przyznać, że przez chwilę, kiedy zbliżałem się do końca pierwszej pętli, miałem ochotę zjechać na metę i zaliczyć "Mini", bo była to kusząca wizja, tym bardziej, że w perspektywie miałem kolejne 68,5km samotnej jazdy po górach ale nie poddałem się i zaatakowałem drugą pętlę. Czas pierwszego okrążenia 2:42:06. Piszę to daltego, że jak później się okazało, drugie okrążenie przejechałem szybciej niż pierwsze, z czasem 2:38:10! Zdziwiło mnie to bardzo, bo przecież na początku maratonu szło tutaj ostre tempo po 40km/h, a na drugim kółku jechałem tutaj sam 35km/h. Sprawdziła się tutaj prawda, że jadąc swoim tempem jedziesz lepiej niż utrzymując na siłę tempo innych. Pozwoliłem sobie "zjeść" żel Isostara i zapiłem wodą. Faktycznie potem nie czułem się przez dłuższy czas ani głodny ani nie czułem spadku mocy. Żele działają! Znów te pierwsze hopki, a niedługo potem ponownie wjazd na Karłów. Minąłem tutaj 5 kolarzy. Na zjeździe do Szczytnej znów DZIURY i co ciekawe, 2 kolarzy, których z łatwością objechałem na podjeździe dojechali do mnie na zjeździe, bo ja tu ostro zwolniłem - co to za sprawiedliwość! :-?
Oczywiście na pierwszej hopce za Szczytną urwałem ich z koła ale niesmak pozostał. Tak jadąc to w górę, to w dół dojechałem do punktu żywieniowego. Stanąłem bo skończyła mi się woda. Zalałem 2 bidony, zjadłem pół banana, białego "lajona" i w drogę. Strata 3 minut to zysk w postaci pełnych bidonów!
Za chwilę znów Kudowa i ponownie podjazd na Szczeliniec. Tym razem było troszeczkę ciężej, wiadomo 120km za mną. Jak za pierwszym razem wjeżdżałem z prędkością około 15,6km/h to drugim razem prędkość oscylowała w granicach 14,2km/h. Minałem tutaj, ku swej uciesze 3 szerszeni i z 4 inne osoby i wreszczie byłem na szczycie. Został mi tylko zjazd do mety, haha. Zjazd, po za dziurawym odcinkiem - Extra, Radków i skręt w lewo na metę. Okazało się, że droga przez ośrodek to lekka nie jest ;-) i na koniec dała jeszcze popalić. Szczyt wzniesienia i zjazd 12% w dół przez 100 metrów (super się tu przyspiesza), zakręt w prawo, w lewo i META!
Czas 5:20:16 i 10 miejsce w M3 na dystansie MEGA czyli 135km! EXTRA wynik! Jestem bardzo zadowolony! :-D
Tomek czekał na mecie i jadł drożdżówkę. Pierwsze co pytam go to: ILE czekasz? On mówi 5:20 ale potem okazało się, że były to 4 minuty i 36 sekund... :-D Przez cały maraton niecałe 5 minuty różnicy! Czułem, że tak było. Szkoda, że nie przejechaliśmy razem, no ale tak jak się zawsze umawiamy, jak coś, na maratonie każdy walczy sam. Po jakimś czasie pojawił się Mateusz "Mati213", który też był na tym maratonie. Odpoczęliśmy sobie z 1 godzinkę na mecie na trawie koło zalewu, poogladaliśmy innych jak zźajani wjeżdżają na metę i poopalaliśmy się trochę, bo pogoda dopisała jak nigdy. Około 16:00 wyjechaliśmy do Wrocławia. W domu byłem około 18:00.
Podsumowując, jestem bardzo zadowolony poierwsze z tego, że się nie poddałem, i że przejechałem całe 2 pętle czyli założony dystans 135km (MEGA). Po drugie, że przejechałem sam 115km po górach w niezłym czasie. Po trzecie, że zaliczyłem pierwszy górski maraton szosowy w życiu, co dało mi pojęcie jak one wyglądają, czego się spodziewać i jak jechać i jak się na nie nastawiać w przyszłości. Jeżeli trasa w przyszłym roku się poprawi pod kątem asfaltu (zjazd do Szczytnej), to przyjadę znów do Radkowa, a jeśli nie to będę się bardzo zastanawiał czy warto niszczyć rower... i tracić zyskany czas na podjeździe, na zjeździe... :-?
Mój wynik: 10 miejsce na 21 kolarzy w kategorii M3 na dystansie 135km (MEGA) - 5:20:16 / (34 miejsce na 82 kolarzy w kategorii OPEN na 135km (MEGA))
Teraz czas podsumować maraton plusami i minusami:
PLUSY:1. Super oznakowana trasa. Naprawdę tutaj ukłon dla organizatorów. Brawo!
2. Duży, darmowy parking dla maratończyków.
3. Bardzo dobrze zaopatrzony punkt żywieniowy z wodą NIEgazowaną - niech orgi z Trzebnicy i Leszna wezmą sobie to do serca!
4. Nie było potrzeby wracać na metę aby wyjechać na 2 czy 3 pętlę.
MINUSY:1.
MEGA DZIURY na zjeździe do Szczytnej! Nie jest to bezpośednią winą organizatorów ale niestety wpływan na wizerunek maratonu. Mimo, że mijam dyszących kolesi z "językiami na przednim kole" na podjeździe, to na zjeździe mnie doganiają, lącąc przez DZIURY jak przecinaki. Bez sensu.
2. Brak toalet (choćby 1 Toitoi-a) na parkingu - były 2 mecie ale do mety z parkingu było z 700 metrów.
3. TYLKO 1 kiełbaska z grilla... Chciałem zamienic talon na posiłem na kiełbaskę ale się nie dało. Przepraszam za ten "minus" ale bardzo lubię jedzonko z grilla, a w Trzebnicy zjadłem 4, i nie było problemu.
4. Rozdanie medali i losowanie nagród na drugi dzień czyli w niedzielę... ZAWSZE będę pisłał, że to minus każdego maratonu! MINUS!!!