Polskie kolarstwo szosowe ...
#62
Gosc_tozik_*
Napisano 01 czerwiec 2009 - 10:05
#63
Gosc_Arek_*
Napisano 01 czerwiec 2009 - 15:51
czyli trza po prostu odróżnic licencje klubową od tej ze związku... W takim razie to by sie zgadzało.
Nie ma takiego podziału. Licencję wyrabiasz albo w klubie albo na własną rękę (jako niezrzeszony). Obydwa rodzaje wystawia narodowy związek kolarski.
#66
Napisano 02 czerwiec 2009 - 15:23
To co, jak sobie wyrobie licencje w związku to nie jestem zawodowcem, a jak licencje wyrobie przez klub to jestem? bez sensu
Jak płacisz za jazdę to jesteś amatorem
Jak płacą ci za jazdę jesteś zawodowcem i nie ważne czy masz licencje wyrabianą samemu czy przez klub
#68
Gosc_Pegos_*
Napisano 02 czerwiec 2009 - 16:31
Należy jeszcze dodać że na dobrą sprawę to człowiek nigdy niejeżdżący na rowerze może wyrobić licencję, a jest ich kilka rodzaji.Nie mam nic do dodania, nick i xgarfildx wyjaśnili to w taki sposób, że trudno już prościej. Deadhorse, jest jeden rodzaj licencji - wyrabia ją związek kolarski. Nieważne, czy na polecenie klubu czy niezrzeszonego kolarza.
#70
Napisano 20 sierpień 2009 - 00:24
#73
Napisano 23 sierpień 2009 - 16:21
Zachód już miał etap zachłyśnięcia się motoryzacja. Teraz my to przerabiamy. Jeżdżenie na rowerze (w szczególności szosowym) nie jest postrzegane jako 'cool'.
Wydaje mi się jednak, że rower odzyskuje powoli już pozycje, a wraz z tym wzrasta popularność takiej formy rekreacji i sportu.
Więc ja jestem optymistą.
#74
Napisano 23 sierpień 2009 - 20:08
Pozatym rowery szosowe sa wyraznie drozsze od MTB (jesli chodzi o porownywalen grupy osprzetu). Brak rowerow szosowych w wersji junior, dla 7-12 latkow - sa mikro MTB znowu.
Po komunie, ktora "rozpieszczala" nas Jubilatami, Wigry 3 i szosowym Huraganem nie nastapila transformacja w branzy rowerowej. Zaczal sie import z Chin, kazdy marzyl o goralu i jakos tak jest do dzis.
"Polski" - (w cudzyslowie, bo i tak wszystko przywoza z Chin) Kross probowal walczyc na rynku szos i wprowadzil 3 modele, kompletnie nie stawiajac na marketing, sponsoring zawodow, grupy kolarskiej, czegokolwiek. Nie raczyl wprowadzic nawet szosy z polki wyzszej - Ultegra (albo Dura-Ace) + karbon. Suma sumarum wszystko to pachnialo nieco makrokeszem, co skutecznie zniechecilo tych, co za 3000 PLN woleli kupic nowego badz uzywanego np. Trek'a, Spec'a albo Focus'a.
To wszystko ma znaczenie ale sadze, ze glownie brak tradycji w tego typu sporcie.
Na dodatek dodam, ze grube banki sa ladowane w stadiony, poziom polskiej pilki jaki jest, zostawiam bez komentarza. Szkoda, ze za ulamek tej kasy nie da sie postawic konkretnego zadaszonego obiektu na wyscigi torowe w kazdym wiekszym miescie. Moznaby zaczac chociazby od tego.
#75
Napisano 28 sierpień 2009 - 16:31
Inna sprawa:
nigdy nie należałem do klubu kolarskiego,ale w innych dyscyplinach zauważyłem, że ciągle pokutuje w klubach myślenie wynikowe: inwestujemy(czas i pieniądze) tylko w zawodników perspektywicznych, młodych, którzy zrobią wynik i przyniosą klubowi kasę lub punkty, a jak jesteś za stary/za gruby/chcesz jeździć tylko dla przyjemności to szkoda na ciebie cennego trenerskiego czasu.
Jasne że dla klubu zawodnicy wyczynowi są najważniejsi, ale powinno być też miejsce dla amatorów(chcących poprawić technikę, bić własne rekordy etc.), wtedy:
1. może wytworzyć się 'kultura jazdy rowerem' - jeżdżę bo lubię, bo poznaję fajnych ludzi itp.
2. sport(kolarstwo)staje się bardziej popularne, np. na zasadzie kolega koledze
A jakie są wasze doświadczenia w klubach?
#78
Napisano 09 wrzesień 2009 - 11:45
#80
Napisano 09 wrzesień 2009 - 19:17
Mam 25 lat. Kolega, z którym jeżdżę ma rok mniej. Jesteśmy najmłodszymi ludźmi na szosówkach w mieście. Coś okropnego!
Jeżdżę przeciętnie. W tym sezonie nie mam jeszcze 3000km. Jednak współużytkownicy dróg dali mi już popalić nie raz. "Kierowcy" trąbią jak omijam dziury. Tiry wyprzedzając zajeżdżają drogę. Busy z lawetami wyprzedzając zapominają że mają lawety (szersze od busa o metr z każdej strony). Jadący z przeciwka wyprzedzają pomimo że widząc to pukam się w czoło. etc...
Z drugiej strony, jeżdżąc po mieście czy okolicznych wsiach prawie zawsze spotykam ludzi dopingujących mnie jakbym pędził w ucieczce na TdP. Ludzie machają, cieszą się. Dzieciaki rzucają się w pogoń na swoich rowerkach i choć przez chwilę jadą razem. Kiedyś w baaardzo gorący dzień wesołą babcia polała mnie z węża ogrodowego przez płot (pięknie jej dziękuje - na słońcu było z 40 stopni). Są sytuacje bardzo pozytywne. Jestem pewny, że "byłoby komu"
W Polsce mamy taki problem, że jesteśmy kilkakrotnie biedniejsi niż państwa zachodnie. Na razie zarabiając kasę cieszymy się namiastkami "luksusu" (patrz gollf III). Za komuny każdy praktcyznie miał po równo. Szaro, buro, w bloku, meblościanka, najwyżej maluch. Teraz dorwaliśmy się do wora czegoś co wcześniej nie było dostępne. Jak ktoś zarabia choć przyzwoicie - może postawić skromny, niewielki, ale ładny domek, może sobie kupić niewielki, stosunkowo niedrogi, ale całkiem łądny i niezawodny zachodni samochód. Zamiast używać kapitalizmu do zorganizowania sobie ciekawego życia staje się on celem samym w sobie. Ludzi niby byłoby stać na rower za 3-4tys, ale wolą wydać kasę na coś czego nigdy nie mieli, a co pokazują w telewizji jako dobre, ładne, atrakcyjne. Kolarstwa nie pokazują. Taki np szwajcar, holender czy inny jest już obyty z wszelkimi dobrami konsumpcyjnymi od pokoleń. Wie, że jakby chciał to się spina i stawia chałupę (zresztą już i tak postawił). Kupuje rower i jeździ bo go to cieszy i ciężar finansowy jest nieznaczny.
To jest jedna strona medalu. Druga jest taka, że nawet mając bardzo podobną sytuację gospodarczą da się stworzyć klimat kolarski znacznie lepszy niż u nas. Patrz Czechy/Słowacja. Tu się kłania samozaparcie środowisk. Jeśli jest grupa zapaleńców to nawet przy mocno ograniczonych środkach mogą sporo dobrego zdziałać. Zacząłem od opisania sytuacji w Chełmie. Skończę na Hrubieszowie. Miasteczko 50km od Chełma, niespełna 20 tysięczne. Jest klubik, są zawody. Mają swoje GP. Orgazniują także rajdy-wycieczki dla zupełnych amatorów.
http://www.hrubieszownarowerach.pl/
Wniosek jest jeden. Nie ma co czekać aż ktoś coś za nas zrobi i nam zorganizuje. To tak nigdy nie zadziała. Jeśli byłbym w Chełmie na stałe, a nie miotał się miedzy studiami a domem to na pewno stawałbym na głowie żeby tych ośmiu kolarzy z mojego miasta skupić. Można zrobić skromną zrzutkę, zarejestrować stowarzyszenie. Można zrobić wtedy jakiś mały wyścig, postarać się żeby napisała o nim lokalna prasa. Można jako stowarzyszenie wystąpić do np Urzędu Miasta, Urzędu Marszałkowskiego, lokalnej firmy (nawet produkującej buty) o parę złotych. Niech dadzą choćby na koszulki i organizacje wyścigu dla zupełnych amatorów czy dzieci. Niech dzieci przyjadą nawet na góralach z marketu (znów napisze gazeta). COŚ się będzie działo. Jacyś młodzi ludzie zobaczą, ze kolarstwo to fajna sprawa.
Tak to widzę.


