Tompoz, jeśli już musisz wtrącać się do każdej mojej odpowiedzi skierowanej do konkretnej osoby lub na konkretny wycinek tematu, to wskazuj konkretne błędy lub wyraź swoją opinię w tym konkretnym przypadku; szybciej dojdziemy do celu. Kopiując wielokrotnie, co o mnie sądzisz, zaśmiecasz tylko wątek. Masz jeszcze opcję "ignoruj" :-) . Na wszelki wypadek, gdybyś jednak oczekiwał odpowiedzi:
Ja uważam, że "sterowanie" treningiem przy pomocy pomiaru mocy jest dla amatora bez sensu; za drogie i za bardzo skomplikowane /jeśli ma przynieść jakiś cudowny efekt/. Odsyłam Cię /bo wiem, że lubisz poczytać/ do zapodanego już wyżej lnka:
http://www.kolarstwo...da.pl/tzpm.html
Ja tylko wyjaśniam, jak można bez użycia drogiego patentu zaserwować sobie taki trening. Choćby po to, żeby się przekonać, czym istotnym się to różni od metody tętnowo-czujowej. Zanim wyda się kilka tysięcy.
Ja twierdzę, że niczym istotnym.
Jeśli myślisz, że dzięki takiemu wynalazkowi można robić dobry trening interwałowy w nieznanym sobie terenie to się mylisz. Na taki trening i tak trzeba wybrać znany sobie odcinek, bez niespodzianek w postaci skrzyżowań, pieszych, poszatkowanego asfaltu itd.
Poza tym należy systematycznie kontrolować postępy i do tego też potrzebna jest stała , możliwie niegórzysta trasa i małowietrzna pogoda.
Kilka cytatów dla podparcia :-> , autor: dr Andrew Coggan:
Wady treningu opartego na pomiarze mocy
1. Przemawia on raczej do osób o umysłach analitycznych i technicznie zorientowanych. Nie każdy ma inklinacje, czy to ze względu na swój temperament czy na indywidualne zdolności, aby stosować „ilościowe” podejście do treningu; co więcej, lawina zbyt wielu danych napływająca podczas wyścigu czy treningu może jedynie rozpraszać kolarza, zamiast stanowić źródło cennych informacji.
2. Wymaga zastosowania ustrukturyzowanego programu, dyscypliny i cierpliwości. Użytkowanie miernika mocy i speriodyzowanego planu treningowego pasują do siebie jak ręka do rękawiczki. Dla wielu planowanie, struktura, analiza i „księgowość” wymagane przez taki system treningu są jedynie dodatkową przeszkodą w uprawianiu sportu, który i tak jest bardzo wymagający czasowo – niekiedy są właśnie tym, od czego uciekają oni w kolarstwo... a „trenowanie wg cyferek” to aspekt mechaniczny, nieciekawy, ograniczający i nie przynoszący szybkich efektów. Bywa, że ograniczenia praktyczne, takie jak praca czy rodzina, utrudniają lub uniemożliwiają ścisłe stosowanie jakiegokolwiek planu, nawet najlepiej ułożonego.
3. Skłania do treningu samotnego. Jak zauważa Andrew Coggan poniżej, strefy w jego schemacie treningu opartego na pomiarze mocy wyznaczone wg „własnych, wyjątkowych i aktualnych możliwości sportowca”, co zazwyczaj oznacza konieczność trenowania samemu, przynajmniej podczas tych bardziej intensywnych i ustrukturyzowanych sesji interwałowych. Znowu idzie to dokładnie wbrew jednemu z podstawowych powodów, dla których kolarstwo bywa atrakcyjne dla wielu osób, to jest magii współdzielonego wysiłku, względów towarzyskich, itd.
Poziom tolerancji dotyczący każdej ze stref treningowych to około 3-5%; np. jeśli przejażdżka „odpoczynkowa” w Strefie 1 wypadnie przy 58-60% zamiast założonego <55% „prawdziwej” mocy progowej (40 km), co może się zdarzyć jeśli szacowano tę ostatnią z krótszego testu – nie robi to szczególnej różnicy.
Raz na miesiąc zawodnik jest poddawany testom, zazwyczaj pierwszego tygodnia każdego cyklu – aczkolwiek w dużej mierze, testy stają się treningiem, a trening – testowaniem na bieżąco. Aby wyniki testów były spójne i porównywalne, zawodnik powinien przystępować do nich wypoczęty, nie będąc aktualnie w trakcie nawet drobnej choroby lub bezpośredniego okresu rekonwalescencji; unikać też powinno się przeprowadzania testu w ekstremalnych temperaturach (szczególnie zbyt wysokich), oraz przy dużym wietrze. Zaleca się trasę płaską, może też być jednak pagórkowata lub nawet górzysta pod warunkiem, że za każdym razem test przeprowadzany będzie na tej samej trasie (średnia moc z trasy pagórkowatej/górzystej, lub przy dużym wietrze, zazwyczaj będzie nieco niższa niż z testu na płaskim przy bezwietrznej pogodzie).
Jedną z przewag trenowania i ścigania się z użyciem mierników mocy – przynajmniej w teorii – jest to, iż pozwalają one dokładniej kontrolować całkowite obciążenie treningowe. Dzięki ciągłemu notowaniu rozwijanych mocy dokładniej mogą być skwantyfikowane wymogi każdej sesji treningowej, zaś intensywność bądź objętość (lub obydwa te parametry) dla następnych sesji można dopasować w miarę konieczności, by uniknąć niedotrenowania i przetrenowania. Niemniej jednak skuteczne stosowanie tego podejścia wymaga od trenera lub od zawodnika umiejętności szybkiego zorientowania się w lawinie danych, jakie są gromadzone, gdy notuje się rozwijaną moc (a także inne zmienne) co mniej więcej sekundę przez cały wielogodzinny trening. Zadanie to staje się jeszcze trudniejsze, gdy wziąć pod uwagę to, że moc rozwijana podczas jazdy na rowerze w normalnych warunkach jest wysoce zmienna, tak iż średnia moc z danej jazdy niezbyt dobrze odzwierciedla całkowity stres wywarty na organizm przez sesję treningową.
Koniec cytatu.
Idę na rower; za oknem 22st.C, 0,00 wiatru i 12 km pięknego asfaltu o średnim nachyleniu 1%. Mam zamiar zrobić trening 3x20 minut w strefie 4-tej /próg mleczanowy/, co się przekłada, że pod górkę muszę jechać ze średnią 26,5 do 28,7 a z górki ze średnią od 36,8 do 38,5 km/h. Jak mi się nie zawiesi pulsometr, to może załączę skan wykresu.