Co do upowszechnienia się kolarstwa szosowego oraz wad i zalet tegoż zjawiska.
Ścigałem się w czasach, kiedy ubranego w kolorowe, obcisłe stroje kolarza jadącego przez miasto pokazywano sobie palcami.
Jeśli bym nie daj boże założył kask, to pewnie rzucali by we mnie kamieniami bo myśleli by że to kosmita jakiś.
Na wyścigach (nie tych dla oldboyów dzisiaj nazywanych mastersami) kibicowały nam nieliczne, ciekawskie grupki gawiedzi w mijających wioskach, trochę liczniejsze w miastach. W zasadzie entuzjastyczny okrzyk ówczesnego kibica był tylko jeden, powtarzany i wyrykiwany do znudzenia przez niemal każdą kolejną mijaną grupkę "kibiców" - eeeejjj łańcuch ci się kończy !!!
Na tym w zasadzie kończyła się znajomość kolarstwa wyczynowego / zawodowego wśród "fanów" w czasach "elitarności" tej dyscypliny rozumianej jako mało masowej, uprawianej jedynie przez zapaleńców.
"Plusów" tego stanu rzeczy było oczywiście znacznie więcej. Byłem sportowcem pełną gębą i wydawało mi się, że w technikum, do którego uczęszczałem, pomimo częstych nieobecności ze względu na wyjazdy na wyścigi będę traktowany ze zrozumieniem, a już najpewniej na w-fie. Ale oczywiście kiedy było lato i środek sezonu wyścigowego, to nauczyciel w-fu, który o kolarstwie wiedział tylko tyle, że chyba uprawia się go na rowerze, kazał w kółko biegać na czas po bieżni na stadionie. Zakładam, że teraz to niemal każdy z Was wie, że kolarz wyczynowy / zawodowy pomiędzy wyścigami nie powinien za dużo chodzić, a już na pewno nie biegać. Wtedy nie wiedział tego spec od szkolnego sportu. Więc mu tłumaczę (nauczycielowi) że biegać na testach mogę mu od późnej jesieni do wczesnej wiosny, ale latem nie i koniec, bo nie po to codziennie z….am na treningach po wiele godzin, żeby przez jakieś testy na w-fie zdychać na wyścigu i niweczyć wiele miesięcy ciężkich treningów. Jaki efekt ? k…a prawie co każdy w-f to pała bo nie chcę biegać. Trener specjalnie do szkoły przyjeżdżał, nic nie pomogło Całe szczęście, że oprócz biegania były jeszcze testy na siłowni i sali gimnastycznej, bo gdyby nie to, to kiblowałbym przez ocenę z w-fu. Tak więc jako czynny sportowiec, najgorsze oceny w szkole miałem z w-fu
Greek, myślę że wszyscy, a jak nie to większość doskonale i od początku rozumie o co Ci chodzi. Nie wiem tylko czy Ty rozumiesz znaczenie używanych przez siebie sformułowań, bo one znaczą nieco co innego, niż próbujesz nam przekazać. Zresztą sorry ale absurdalność takiego myślenia, że wzrost popularności naszej dyscypliny sportowej może być czymś negatywnym, plus użyte przez Ciebie nietrafione sformułowania stały się niezłą pożywką do obśmiania i zabawy z tego. Należy to potraktować z właściwym dystansem, przymrużeniem oka i humorem.
Ponadto, myślę że perspektywie lat, które spędziłeś na szosie, aż tak wiele się jednak nie zmieniło. Szosa jest popularna od dobrych paru lat, oczywiście wraz z sukcesami sportowymi, ta popularność ostatnio rośnie, ale bez przesady. Zresztą rośnie teraz u nas, w Polsce, a w wielu krajach świata, jest to sport masowy od wielu, wielu lat i jeszcze trochę.
Ja widzę wraz z popularyzacją i masowością kolarstwa same zalety, a jest ich mnóstwo.
Wadę widzę tylko jedną i to z przymrużeniem oka - jak się pojedzie na wyścig amatorów z dużą frekwencją, to to w jaki sposób teraz wiele osób porusza się w peletonie i co tam wyprawia, to woła o pomstę do nieba Kiedyś najgorsze koła używało się na treningach, a najlepsze na wyścigu - teraz bezpieczniej jest robić odwrotnie