Zacznę wierzyć w skuteczność kursów na prawo jazdy (na prawo jazdy, to nie pomyłka), jeżeli zobaczę kierowców okazyjnie przesiadających się na rowery, którzy jadąc rowerami po DDR będą sygnalizować skręty (też nie pomyłka, chodzi o jazdę po DDR, nie po jezdniach).
Izolowanie grup pojazdów w gettach prowadzi tylko do tego, że te grupy mają ze sobą coraz mniejszy kontakt, więc tracą jakiekolwiek pojęcie o tym jak się zachowywać wobec siebie gdy getta już nie ma i należy współistnieć ze sobą na jezdniach. Tutaj dodatkowo pojawia się coś w rodzaju osobowości mnogiej, czyli osobowość "ja w samochodzie", osobowość "ja na rowerze" i również "ja pieszy", pokłóciłyby się lub nawet doprowadziły do bójki, po sklonowaniu i postawieniu w obliczu wzajemnej relacji na jednej drodze lub skrzyżowaniu.
Co do młodego pokolenia, to sprawa pozamiatana i nie mam tu żadnych złudzeń - każde współczesne młode pokolenie nigdy nie nauczy się jazdy rowerem po jezdniach, z czego wniosek, że prędzej przewiezie jakiś rower terenowy na dachu samochodu niż dojedzie nim np. do pobliskiego lasu po jezdniach - a sama jazda po jezdniach, zwłaszcza konieczność skrętów w lewo, będzie wyłącznie czysto traumatycznym przeżyciem, którego nie warto się podejmować, a konieczność jazdy po DDR z racji ich nieprzystosowania do rowerów szosowych tylko pogłębi traumę i skutecznie zniechęci do sportowego użytkowania pojazdów na cienkich i łysych oponkach.
Zresztą, byłem świadkiem scenki w której rodzice z dzieciakiem jechali rowerami po uliczkach peryferyjnego osiedla i po przejechaniu przez przejście dla pieszych oraz odcinka uliczki po jezdni (bo przez naście metrów nie było chodnika) padła dla dziecka komenda "a teraz jedziemy chodnikiem", chodnik wąski z wieloma obniżeniami przy wjazdach na posesje, sto metrów dalej się kończył i pojawiał po drugiej stronie, jak rodzina pokonała "przeplot" chodnika już nie obserwowałem.