Wróciłem właśnie z wieczornej przejażdżki góralem po okolicy. Nic szczególnego, około 20 km, trochę ponad godzina jazdy, ale za to jakie spotkanie z naturą! Otóż miałem przyjemność natknąć się na dwa łosie (para?). Jechałem sobie ścieżką wzdłuż Wieprza obok ogródków działkowych gdy nagle w świetle lampy ujrzałem jakieś dwa stworzenia. Psy, myślę? Nie, coś większego. Sarny? Też nie. Zanim zdążyłem je rozpoznać, te dwa wielkie cielska, przestraszone błyskiem, zerwały się i bez zastanowienia wskoczyły do Wieprza. Za chwilę były już po drugiej stronie, świetnie pływają. Jeden wydostał się na brzeg szybko, drugi szukał łagodniejszego wyjścia. Już się bałem, że nie wyjdzie, ale sobie poradził parę metrów dalej. Wychodząc wydał krótki, głęboki ryk, jakby niezadowolenia, że zmusiłem je do kąpieli w zimnej wodzie. Najmocniej przepraszam, ale nie chciałem. Pierwszy raz widziałem w mojej okolicy łosia, choć słyszałem, że niektórzy je widywali.
Jakież było moje zdziwienie, gdy w drodze powrotnej, już prawie na moim osiedlu domków niedaleko łąk, po raz drugi zobaczyłem łosia. Tym razem było to już w świetle latarni, więc moja lampa już go tak nie wystraszyła, a może nawet mnie nie zauważył z kilkudziesięciu metrów. Szedł spokojnie, drogą prowadzącą na łąki w górę rzeki (może idą na Roztocze?). Mam nadzieję, że ten drugi też tam gdzieś był, bo musiały wcześniej jakoś pokonać obwodnicę (może pod mostem) i jeszcze jedną małą rzeczkę (Żółkiewkę).
Przeczytałem, że populacja łosi w Polsce znacznie się zwiększyła w ciągu ostatnich lat i jest ich obecnie około 14 000. Na szczęście propozycja zniesienia moratorium na ich odstrzał nie przeszła i nic im nie grozi ze strony tych "miłośników przyrody z dubeltówką".
Dla takich chwil lubię te nocne jazdy.