Chodzi o złoty środek. Każda przesada jest pajacowaniem. Trzeba potrafić przystosować się do sytuacji. Są długie wyprawy, są mocne ustawki oraz coffee ride'y. Każda z tych okoliczności pozwala na wybranie innej stylówki. I tak, z jednej strony wożenie dużej, niezgrabnej podsiodłówki na ustawkę można uznać za kiepskie. Tak samo śmieszne jest wyznawanie betonowej zasady, że do roweru podsiodłówki nigdy nie założę, choć nieraz się naprawdę przyda.
Sam nie wożę podsiodłówki, bo mi się nie podoba i nie lubię gdy mi coś dynda pod siodłem. Ale mam podsiodłówkę i gdy jadę w większe góry do Czech, to czasami korzystam z niej, bo mogę do niej naładować mnóstwo jedzenia w sytuacji gdy w Czechach w niedzielę czasami najbliższy czynny sklep jest oddalony o 30 km i 700 metrów przewyższenia. A gdy jeszcze pogoda jest niepewna i trzeba pomyśleć o zabraniu kurtki i rękawków, to miejsce się przydaje.
Koszulka wypakowana 2,5 kg sprzętu i jedzenia, naciągnięta, dyndająca pod lędźwiami, bujająca się pod tym obciążeniem na boki w jeździe na stojąco też raczej całości nie upiększa i na pewno nie wygrywa estetycznie z małą podsiodłówką. Nie wspominając o komforcie. To trochę jak wchodzenie w szpilkach i sukience na Giewont - to zawsze zaczyna się komicznie, a kończy tragicznie. Tylko o to mi chodziło - o rozsądny dobór środków do okoliczności Na długą wyprawę podsiodłówka i minipompka przy ramie jest OK, na ustawkę natomiast OK jest stylówka, czysty rower, błyszczący łańcuch i mocna noga. Takie jest moje zdanie, ale nikomu filozofii nie chcę układać.