Prozor, ja Tobie wcale nie proponuję samobójstwa, tylko odnoszę się do komunikatu, jaki płynie z filmu z tymi połamanymi kaskami, a zwłaszcza z tych komentarzy, które są szalenie emocjonalne, ale niestety nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością.
Pokazywanie połamanego kasku z podpisem The helmet of our patient after a bicycle crash (into a wall at 80 km/h) co ma sugerować?
Jakieś dziecko (bo dla nich chyba głównie jest ten film, wnosząc ze stylistyki a nawet doboru tej irytującej muzyki) może pomyśleć, że kask ochroni głowę przy uderzeniu w ścianę przy prędkości 80 km/h, a rozpadając się przejmie energię uderzenia. Tymczasem w rzeczywistości albo prędkość w momencie uderzenia musiała być dużo niższa, albo uderzenie było pod bardzo łagodnym kątem, albo pacjent i tak zmarł (bo właściwie nie piszą, co z nim). A rozpadanie się kasku nie jest również żadnym dowodem na przejęcie znaczącej siły uderzenia, a raczej pokazuje słabość konstrukcyjną kasków rowerowych.
W dodatku w jednym filmie są zebrane przykłady z różnymi kaskami oprócz rowerowych (motocyklowymi, budowlanymi, wojskowymi), ale wszystkie są określane wspólną nazwą "kask", choć różnią się diametralnie właściwościami.
Podpisy pod innymi przykładami są równie przejaskrawione.
Choćby #8:
No doubt this helmet saved a friend from serious head injury or death.
Albo #17:
My helmet just saved my life (i pokazany kask z wyrwanym kawałkiem styropianu z boku, gdzie nawet nie ma żadnej skorupy i można to odłamać palcami bez wysiłku).
Nastepny #19:
Whoever made the cycle helmet saved another life because without it he undoubtedly would have died.
Kolejny #25:
My friend has a concussion after a bike accident. His helmet saved his life. Wear your helmet.
(czyli kask nie ochronił przed wstrząśnieniem mózgu, ale autor jest pewien, że uratował życie).
Aby mówić o realnym przejęciu istotnej siły uderzenia przez kask musi dojść do znacznego zgniecenia styropianowej wkładki. Jeśli do tego nie doszło, możemy mówić tylko o powierzchownej ochronie.
Cały marketing kaskowy (już nie użyję słowa "propaganda") zbyt mocno eksponuje stwierdzenie, że kask chroni mózg. A jest to tylko półprawda ( a przecież półprawdy to całe kłamstwa). Chroni w jakiś sposób czaszkę, ale mózg tylko pośrednio. Można zginąć, mając zachowaną w doskonałym stanie czaszkę, a czasem można przeżyć ze znacznym miejscowym uszkodzeniem czaszki i tylko niewielkimi deficytami neurologicznymi. Oczywiście nikt nie chce mieć kości czaszki wgniecionej do mózgu, ale czasem taki uraz paradoksalnie może zmniejszyć przeciążenie działające na cały mózg. Kiedyś jakiś lekarz powiedział, że kaski rowerowe zamieniły miejscowe urazy mózgu na globalne i jest w tym stwierdzeniu jakiś sens.
Proponuję jeszcze taki eksperyment (ten na pewno nikomu nie zaszkodzi).
Gdyby tak zebrać wszystkie kaski kolarzy uczestniczących w kraksach np. z całego TDF czy innego wielkiego wyścigu, pod każdym z jakimiś otarciami czy pęknięciami dodać opis "Ten kask właśnie uratował komuś życie" i zestawić to ze statystykami dotyczącymi wypadków śmiertelnych w wielkich wyścigach, gdy kasków się nie używało, to z pewnością wyjdzie znacząca rozbieżność. A może kolarze obecnie w kaskach jeżdżą znacznie bardziej agresywnie i częściej się wywracają?