Ja w podobny sposób mieszam bieganie i rower już trzeci rok - na ogół zimą właśnie bieganie, do tego odrobina trenażera i bardzo sporadycznie na zewnątrz bo nie chce mi się czyścić sprzętu, do tego preferuję jazdę jak jest cieplej (bieganie w nawet mocnym mrozie to natomiast żaden problem). Latem z kolei bieganie odchodzi na bok, wygrywa po całości rower, mimo że rozum mówi, aby robić inaczej
Obecnie biegam 3-4x w tygodniu po 10-14 km, a kontuzji nie było już ponad 1,5 roku.
Co mogę polecić - rozciąganie. Nie wiem jak pracujesz, ale ja mam pracę biurową i u mnie 8-10 godzin siedzenia + potem jeszcze siedzenie na rowerze = przepis na kontuzje, problemy itd. Skończyłem z tym. Staram się stać kilka godzin podczas pracy (regulowane biurko). Do tego codzienne rozciąganie - tak 10 minut, nic specjalnego. Wstaję i pierwsze co robię to rozciągam się. Dorzuciłem do tego masowanie pośladków piłeczką do golfa, dwa razy w tygodniu też rolowanie zajmujące jakieś 20 minut. Od ponad roku dodatkowo 1-2x w tygodniu robię sobie około 40-50 minutową sesję jogi. Część nauczona na zajęciach gdy jeszcze siłki były otwarte, część po prostu z youtube - głównie na biodra, bo z nimi przez siedzący tryb życia było najwięcej problemów.
Efekty: kontuzje zniknęły, ciało stało się o wiele elastyczniejsze, nawet na rowerze jest mi dużo lepiej i np.dolny chwyt zrobił się bajecznie wygodny.
W kwestii intensywności, polecam obserwowanie tętna. U mnie wygląda to tak, że na rowerze muszę już konkretnie przycisnąć, aby wskoczyć na wyższe. Tymczasem w przypadku biegu średnie na poziomie 155-170 to normalka w tempie, które jest dla mnie komfortowe (mogę wolniej, ale po prostu źle mi się biega). Idąc z tym dalej: nic na siłę. Jeśli jednego dnia intensywna jazda lub bieg, to kolejnego nie ma sensu tak cisnąć i lepiej zrobić coś całkowicie na spokojnie. Mieszając obie te dyscypliny bardzo łatwo wpaść w zasadzkę typu "ćwiczę 5-6-7x w tygodniu i wszystko to jest intensywne - czemu czuję się źle?". Odpowiedź: bo to gruba przesada.
U mnie wiąże się to z tym, że w okresie zimowym jazda na rowerze przypomina "kilkumiesięczne robienie bazy" i na pewno skutkuje jakimś spadkiem formy rowerowej ale.. już się nie ścigam, więc gwiżdżę na to. Wystarczy jeden cieplejszy miesiąc i forma jest co najmniej jak w poprzednim sezonie.