Przy wysiłku straszny mi się robi kapeć od słodkiego napoju. Poza tym picie w czasie wyścigu, to też nie jest Jej najmocniejsza strona hehe. Dlatego coś takiego, żeby sięgnąć raz, włożyć szybko do buzi i mieć z głowy, przy okazji nie zaklejając się całkiem, jak batonem czy żelkami.
sam zdiagnozowałeś serię problemów :-) na które odpowiedź jest prosta: w bidonie woda z cukrem i odp. ilością potasu i sodu (np. z soli potasowej.)
Na treningi mam 2 bidony: jednego z czymś takim, drugi z czystą wodą. na wyścigi można pomyśleć nad tylko pierwszym, żeby oszczędzić wagę, a potem dobrać na trasie.
Do dozowania polecam zrobić roztwór wodny soli i odmierzać zakraplaczem/łyżeczką, licząc krople/łyżeczki. O na tyle dokładną wagę żeby to odmierzyła bez błędów jest dużo ciężej.
Ktoś stwierdzi, że za dużo zabawy, ale jak się ogarnie, to potem jest tylko rutyna i szybciutko się to robi.
Wolę to niż biadolenie, że w batoniku z deca mamy pół tablicy Mendelejewa.
Można pomyśleć o innych minerałach, szczególnie jak jest upał, ale i tak najważniejsze to co wyżej wymieniłem.
Ja lubię to zalać herbatą dla smaku, albo trochę soku z cytryny.
Ew. kofeina, jeśli to dłuższy start.
Kiedyś niby pisali na trainingpeaks, że najlepiej przyswajalna jest mieszanka maltodekstryny z bodaj glukozą (?) 1:1, ale jestem za wielkim trzepakiem, żeby się w to bawić i jadę na zwykłym cukrze, nawet 120g/h i nie mam problemów z przyswajaniem. Albo mam i idzie w sadło zamiast do mięśni
Zalety wody w stos. do żelu w kieszonce:
- najłatwiej, najszybciej można "zatankować" węgle w ten sposób. Nie trzeba nic gryźć, memlać, nie "zakleja" ust.
Sekunda-dwie i można się z powrotem skupić na wyścigu.
- "Poza tym picie w czasie wyścigu, to też nie jest Jej najmocniejsza strona hehe"
No to niech nad tym popracuje, bo – szczególnie w upale (a przy mocnym treningu upał to już od 20°C) – picie za mało ma olbrzymi wpływ na spadek wydolności.
Dodatkową zaletą jest załatwianie picia i węgli za jednym razem.
Wada:
- większa waga? Wydaje mi się, że nie.
Bo węgle też trzeba popić i zawiązują część wody. (tak mi się wydaje. Na pewno jest tak z odkładaniem glikogenu, ale jest to inny mechanizm metaboliczny. Niemniej po jedzeniu chce się pić, więc coś może być na rzeczy.)
Nie napisałeś ile trwają te wyścigi, jaki jest profil (1); jakie waty generuje "Twoja Małgośka" (2). Jednak kobitki 50kg nie jeżdżącej na codzień w ProTourze (czyt. na FTP >5W/kg raczej nie ma szans) nie faszerowałbym 70-100gWW/h, także te liczby są absolutnie kosmiczne.
Co zapewnia organizator? Można liczyć na bidon z piciem (jakim?), czy tylko kubeczki? (3)
Zakładam, że zawsze na trasie osoba toważysząca może przekazać bidon, ale nie zawsze uda się sobie taki luksus zapewnić.
(1), (2), (3) – To wszystko jest bardzo istotne.
Mleko w tubce:
–_–
Makra (100g: 55g cukrów, 7g białka, 8g tłuszczów) miałem pisać "not great, not terrible", ale tutaj jest raczej wskazanie na terrible. Za dużo tłuszczów (o 8g), za dużo białek(o 7g).
Można na tym ujechać, ale nie jak ktoś podchodzi poważnie do tematu.
Poza tym, w oryginalny opakowaniu jest kaszana z odkręcaniem.
Owoce:
Nikt, absolutnie nikt w WT nie je żadnych arbuzów, pomarańczy, niedojrzałych bananów, drożdżówek, czekolady, czy co tam oni jeszcze wymyślają na wyścigach amatorskich.
Po jak najbardziej można sobie hapnąć, ale na litość nie w trakcie wyścigu.
Dobrze napisał kolega @alterego.
Czasem prosi jedzą banana, ale dobrze dojrzałego (kropki!), ale żeby taki był, musi poleżeć dobre 6 dni od kupienia.
Jak GCN robił jakiś tour po kuchni na TdF to nigdy nie kojarzę żebym widział dobrze dojrzałe banany.
Jak widać nikt nie ma głowy, żeby za wczasu kupić i leżały.
Edit: Można co prawda zmiksować sobie owoce do bidonu, ale to jedynie dla smaku, bo żeby była tam odpowiednia ilość węglowodanów i minerałów, to i tak trzeba uzupełniać cukrem i solą.
A dochodzi strata czasu na przygotowanie czegoś takiego i dokładne mycie bidonu, plus niepożądany podczas treningu błonnik.
Za to po treningu smoothie jest świetne.