No skoro flame w temacie "wypadek na szosówce" trochę przygasł :-P to może podgrzejmy temperaturę w sennym ostatnio temacie pruszkowskim, nie?
Chcę zaczekać na zakończenie wszystkiego i zerbrać do kupy informacje, które okazały się bardzo przydatne przy likwidacji obu szkód - jeszcze raz podziękowania dla outoftimeman, może kiedyś w końcu wpadniemy gdzieś na siebie w realu (czy innym tesco

). A sam sprawdziłem na sobie, że przekopywanie forum czy internetu żeby wyłuskać potrzebne informacje trochę zajmuje.
Jak poszedłem do serwisu to nawet nie przyszło mi do głowy, że będzie jakieś hasło o uszkodzeniu ramy. Klamka, siodełko, przerzutka, hak, jakieś bzdety generalnie myślałem. Więc jak chyba pisałem trochę mnie załamali z tym, że coś mogło się stać z ramą. Jak później z nimi rozmawiałem po wycenie i otrzymaniu odszkodowania, to powiedzieli, że nie mogli napisać inaczej. Bo mogło się coś stać, ale nie byli w stanie stwietdzić bez rtg czy innego prześwietlania czy faktycznie struktura włókien nie została uszkodzona. Tak też napisali, że nie mają możliwości jednoznacznej oceny, a jedynie na podstawie obrażeń mogą stwierdzić że jest to PRAWDOPODOBNE. Napisali, że takie badania są kosztowne itp. Poza tym jak mówili, gdyby napisali że wszystko jest ok, a później mi by się coś stało, bo jednak nie było ok, to by byli upupieni.
Przecież po tym ubezpieczyciel mógł powiedzieć "a to proszę zrobić badania, wysłać ramę do producenta na nasz koszt". Tylko, że najwyraźniej koszt takiej imprezy im się nie kalkulował i woleli wypłacić odszkodowanie bez tego. A że nie chcieli tego robić bezgotówkowo (bo tak chyba robią czasem z samochodami, nie wiem bo nie miałem nigdy stłuczki), to przecież nie będę się narzucał.
To teraz czekam na zarzuty, że pewnie posmarowałem, żeby była dobra wycena, ba, że pewnie przed wyceną założyłem jakieś rozwalone części, że fałszowałem faktury, rachunki, a moje wizyty u ortopedy to ściema. A no i pewnie jeszcze usłyszę, że zaraz będę chciał opchnąć po okazyjnej cenie rowerek powypadkowy jako prawie nówkę z małym przebiegiem. No i pewnie szkoda, że nie poszedłem do psychologa trochę pościemniać.
Kasę dostałem i na razie głęboko schowałem. A ryzyko, że może coś mi się stać, bo może jednak coś jest nie kuku z ramą jest moje i to ja będę raczej upupiony jak coś (odpukać) się stanie. A niestety nikt mnie tutaj nie zna na tyle dobrze, żeby uwierzyć w moje stwierdzenie, że i tak ta kasa pójdzie na rowerowy szpej prędzej czy później, a nie na jakieś wczasy na Bora Bora (no chyba, że z rowerem). :-)
Tak że piszcie teraz co chcecie, nie będę się już wypowiadał w tym temacie ani dawał sprowokować. Jak mówiłem tylko na początku, jak już się wszystko skończy to w jakiś deszczowy jesienny dzień pozbieram to wszytko do kupy i opiszę jak przejść przez proces likwidacji szkody i nie dać się zwariować. :-)
Nikomu nie życzę podobnych zdarzeń na drodze.
pozdrawiam