Podzielę się doświadczeniami z pierwszych kilometrów w konfrontacji z Brooksem Swift.
Siodełko założyłem w miejsce Selle Italia Flite XC Flow a wcześniej złotego Rollsa i Turbo jeszcze z tęczą UCI. Nie zmieniałem wysokości sztycy, odległość od kierownicy pozostawiłem, tylko rotację nosa ustawiłem mniej więcej równolegle do podłoża. Po 15 km dramat. Mimo wkładki krocze obolałe, obtarte, strach się bać i jak wytrzymać te pierwsze 200 km bez sikania krwią?
Dopiero puknąłem się w głowę, że przydałoby się na nowo ustawić wysokość siodełka, wszak Flite i Swift mocno różnią się budową, zwłaszcza wysokością.
Na podstawie współczynnika LeMonda oraz za pomocą strony competitivecyclist.com ustawiłem jeszcze raz Brooksa na wysokość i w odpowiedniej odległości do kierownicy, niebo a ziemia. Po sobotniej, w sumie 3-4 godzinnej rekreacyjnej i towarzyskiej wycieczce było bardzo ok, a skóra betonowa Swifta ma dopiero 60 km na liczniku. Nawet kości kulszowe lepiej się czuły niż po nowoczesnym Flicie na piankach i tylko po 2 godzinach. I przyjaciel nie zdrętwiał
Teraz z jeszcze większym zniecierpliwieniem czekam na kolejne wyjazdy.
Minusem jest śliskość skóry licowej. Na początku miałem dzikie wrażenie, że siodełko nie było wcale przykręcone i kręciło się razem z tyłkiem, jak na starych jarzmach w Wigry 3