Piotrkol91
Nie robie aż takich dystansów jak Ty ale rozumię tę euforię (i na szczęście doświadczam jej dużo wczesniej) Poczytaj relację.
Kuriozum poszukiwań limitu swoich mozliowści polega na tym, że czasem warto je zawczasu wyraźnie określic i nazwac. Dla własnego dobra. A z tym nie wszystkie romantyczne dusze chcą się pogodzić :-)
Myślę, że jeżeli chce się osiągać progres w jakiejkolwiek odmianie kolarstwa, to trzeba się oswoić bólem i nie ważne czy ktoś specjalizuje się w krótkich czasówkach czy ultramaratonach. Jeżeli nie nagina się możliwości swojego organizmu, to wcześniej czy później czeka nas stagnacja, a postęp to dla wielu podstawowe paliwo napędzające do działania.
Mnie ciekawi tylko jedno. Czy jazda po iluś tam godzinach i iluś tam w miarę rozsądnych km (powiedzmy 200-250km) jest jeszcze przyjemnością ?
Czy tylko umęczanie się i nuda w imię satysfakcji i endorfin już tylko na mecie po pokonaniu wyjątkowo długiego dystansu ?
Ciekaw jestem, bo raczej wolę aplikować sobie adrenalinę i endorfiny w trakcie niż po.
Dla wielu ludzi z pewnością taka jazda jest przyjemnością. Wsiadając na rower zdecydowanie wolę perspektywę przejechania kilkuset km ciekawej trasy (najlepiej w fajnym towarzystwie), od zrobienia treningu wytrzymałości siłowej na podjeździe który znam tak dobrze, że jestem w stanie go pokonać z zamkniętymi oczami.
W tym roku (całkowicie przypadkowo) wystartowałem szaleństwie o nazwie MRDP, czyli ponad 1100km w poziomie i prawie 14km w pionie. Wcześniej mój rekord pokonanego dystansu oscylował granicach 400km . Od początku potraktowałem, to jako przygodę i ani przez chwile nie żałowałem decyzji o starcie ( decyzji podjętej na 3 dni przed). Powiem, że dawno tak dobrze nie bawiłem się jeżdżąc na rowerze. Oczywiście mając w nogach 1000km pokonanych bez snu marzyłem o tym żeby w końcu zsiąść z roweru, ale podobne myśli miałem na wielu wyścigach po 50km ;-) Taki maraton to zupełnie inne wyzwanie, inne problemy, generalnie inny wymiar rywalizacji. Pewnie jeszcze kiedyś zdecyduję się na udział w czymś takim, jednak co za dużo to nie zdrowo ;-)