Pytanie do użytkowników hamulców tarczowych w szosówkach, którzy wychwalają uzyskiwaną dzięki nim krótszą drogę hamowania - nie zdarzają się wam przypadki zerwania przyczeności opony? Ja przyznam że _zawsze_ gdy wystąpiła u mnie sytuacja awaryjna, wymagająca gwałtownego hamowania - to jakie by te hamulce nie były - najpierw blokowało się koło... Jakie tu ma znaczenie czy zablokowano je nowoczesnymi hydraulikami czy tradycyjnymi hamulcami szczekowymi, skoro efekt jest ten sam - uślizg na zablokowanej oponie? Droga hamowania ta sama...
Trudniej tarczówkami zablokować koła z oponami o szerokości 30mm i więcej - ale nie planuję montowania takich kabanów do szosówki... 28mm dla mnie to już dużo.
PS. Oczywiście mam nadzieję że gdy w tym wątku piszemy o tarczówkach _zawsze_ jest mowa o hydraulikach, nie mieszajmy do porówania dziadostwa na linke - to ma sens może w przełajówkach, gdzie ryzyko zabrudzenia klocków w hamulcach obręczowych już dawno wyrzuciło cantilevery czy mini v-brake na śmietnik historii.
Nigdy na suchym asfalcie nie zablokowałem przedniego koła - tylne to i owszem. W tradycyjnej szosie jeździłem na oponach 23mm, teraz 25mm. Prędzej bym zrobił OTB. A jak jest mokro to jeżdżę bardziej niż zachowawczo, szkoda zdrowia i sprzętu.
Na siłę hamowania w poprzednim rowerze nie narzekałem ... pod warunkiem że jechałem w dolnym chwycie i planowałem hamować Teraz jadąc na łapach reakcja jest szybsza i mniej siły potrzebuję żeby zatrzymać rower.