Trzy dni w Bieszczadach z rowerem. Kilometrów niby mało (95/83/16), ale czuć w nogach (sporo pchania i wnoszenia roweru po szlakach pieszych)..
Już trzeci rok z rzędu spędzam te kilka dni w Bieszczadach na rowerze. Trochę asfaltu, trochę szutrówek i szlaków pieszych.
Rower crossowy bez amortyzacji to może nie jest najlepszy wybór na szlaki górskie, ale za to całkiem szybki na asfaltowych dojazdówkach i niezbyt ciężki do wnoszenia pod górę (choć i tak te 12 kg waży). Łagodniejsze zjazdy po kamieniach też wytrzymuje, choć wiadomo, że palce się trochę męczą od ciągłego naciskania hamulców.
W tym roku był ze mną na Okrągliku, Jaśle, Jaworniku i Rabiej Skale, a także na Chryszczatej.
Z Okrąglika przez Jasło do Cisnej piękne połoniny. Na tereny BPN już się nie pchałem, bo chyba jakiś formalny zakaz dla rowerów jest i nie chcę prowokować.
Oprócz wnoszenia roweru na te bardziej strome odcinki pieszych szlaków (zwłaszcza na Jawornik od Wetliny żółtym) najbardziej chyba dał mi w kość wjazd na przełęcz Żebrak po szutrówce od strony Rabego i około 2.5-kilometrowy podjazd od Baligrodu do Bereżnicy Wyżniej na koniec dnia (w większości asfaltowy, praktycznie zero ruchu - ktoś wie, ile tam jest nachylenia?).
Nie posiadam pulsometru ani żadnych wysokościomierzy, więc parametrów nie będzie, ale dawno się tak nie pociłem, a i największa zębatka kasety (czyli młynek 22/30) też była często w użyciu, nawet na asfalcie do Bereźnicy, stąd pytam o nachylenie.