Witam. To mój pierwszy post na forum, więc chciałem się ze wszystkimi przywitać. Mam 28 lat i od trzech sezonów jeżdżę na szosie. Pierwszy sezon potraktowałem luzowo, a w drugim chciałem już wprowadzić jakiś plan treningowy, aby poprawić swoje rezultaty. Jakoś przepracowałem zimę, później wprowadzenie do treningów, czyli zwiększanie dystansu, obciążenia, tak aby po jakimś czasie wprowadzić plan. Po dwóch miesiącach stosowania planu, w którym czułem wyraźny postęp, nagle jakieś zahamowanie, czyli brak progresu, ba problem z przejechaniem nawet 30% dystansu, który wcześniej jeździłem, ciężkie nogi pomimo kilku dni odpoczynku .Uznałem to za przetrenowanie i przez tydzień czasu jedynie lekko kręciłem. Po tym okresie spróbowałem mocniejszej jazdy, ale efektów nie było, więc znowu odpoczynek, ale i to nie dało pożądanych efektów. Uznałem więc, że nie ma co się męczyć i kręciłem sobie luźno do końca roku, a raczej do momentu w którym miałem więcej czasu. Później spory okres przestoju i w połowie stycznia przystąpiłem do kręcenia w domu. Powoli zwiększałem objętość, intensywność i aż do początku maja wszystko działało fajnie. W tym okresie złapała mnie lekka infekcja, więc był dłuższy odpoczynek od jazdy. Po powrocie przeprowadziłem test po którym miałem kilkudniową przerwę związaną z pogodą i mniejszą ilością czasu. Po powrocie do treningów o dziwo organizm spisywał się o wiele słabiej. Myślałem, że to tylko gorszy dzień, ale w kolejnych treningach nogi też nie chciały kręcić. Uznałem, że nie ma co się przepychać z organizmem, więc jak miałem czas i chęci, to sobie kręciłem luzacko, a gdy organizm umożliwiał mocniejszą jazdę, to z tego korzystałem. W takim marazmie trwałem do połowy lipca. Gdy nagle nogi znowu pozwalały kręcić normalnie, zacząłem mocniej trenować, jeździć w grupie ze znajomymi, wydłużać dystanse. W międzyczasie przeprowadziłem tydzień regeneracyjny, w którym miałem cztery jazdy (1 do 2h) w pierwszej strefie. Po tygodniu regeneracyjnym powróciłem do mocniejszych jazd, czyli co drugi dzień po 3-4h jazdy. W ostatniej jeździe tygodnia, po połowie dystansu odcięło mnie, czyli jazda w pierwszej strefie pod wiatr na resztkach wody. Sądziłem, że to efekt zakwaszenia mięśni po 20 minutowej jeździe w 4-5 strefie na podjeździe. Uznałem, że po dniu przerwy wszystko powinno powrócić do normy i we wtorek przeprowadził trening kilkunastu króciutkich sprintów na bardzo dużej kadencji na których fajnie się czułem, tyle że jechałem z wiatrem. Po tych interwałach powrót pod wiat i cały czas męka. Postanowiłem więc odpocząć zarówno w środę jak i w czwartek. Dzisiaj jadąc parę km do sklepu czułem, że nogi są już lepsze, ale dalej dalekie od ideału, zatem dalej wypadałoby odpocząć i nie pchać się na trening. Znowu mam wrażenie, że blisko jest przetrenowania. W czym może tkwić problem? Jak sobie poradzić z tym problemem? Najciekawsze jest to, że jak porównam swoją dyspozycję sprzed trzech lat i obecną, to nie widzę zbytniej poprawy, mimo treningu i niewielkiego stażu. Chyba nie jestem jeszcze na tyle stary, aby nie rozwijać się?