mag poruszył ciekawą kwestię jazdy w grupie, ja sam nie mam doświadczenia za dużego i dopiero od nie dawna jeżdżę w grupie przez co mogę powiedzieć jak widzę to na świeżo. Przy większej ilości osób trzymam się po prostu z tyłu (co nie jest za wygodne, bo jak idzie zaciąg to łatwo puścić koło i człowiek zostaje, ale od czegoś trzeba zacząć i to tak, żeby nie zrobić komuś krzywdy). Co nie oznacza, że od czasu do czasu nie jadę w środku czy nawet na przedzie. Sygnalizacja to podstawa, jadąc na kole w większej grupie nie widzi się nic z przodu, sygnały są opisane w internecie, łatwo się nauczyć. Podstawa trzymać tor jazdy za wszelką cenę dziura, przeszkoda, lepiej przejechać niż położyć innych. Nie ma mowy o gwałtownym hamowaniu. Sam miałem też nie miłą sytuację, biorąc zakręt (z pasa do skrętu w lewo) po zewnętrznej zrobiło się ciasno i musiałem wyjechać na pas do jazdy na wprost gdzie jechał BUS, który nie szczędził klaksona. Ale wszystkiego trzeba się nauczyć.
Wracając do tematu, w grupie zawsze byliśmy lepiej traktowani, kierowcy widząc 15 osób na prawdę spory kawałek jechali za nami, nie trąbiąc, nie wyprzedzając na siłę! Mimo wszystko jak lecimy grupą to wybieramy rzadziej uczęszczane drogi.
I na koniec kierowcy między sobą się nie szanują więc ja w ogóle nie liczę na to, że będą szanować rowerzystów. Jak ktoś chce mieć spokój wsiada na MTB i lata po lesie. A na szosie awantury z kierowcami są wpisane w codzienność. Mi się nawet nie chce opisywać ile tego było (dociskanie do krawężnika, grożenie pobiciem za zwrócenie uwagi o nieustąpieniu pierszeństwa, mnóstwo aut wyprzedzających z przodu mimo, tego, że widzieli iż jedzie rowerzysta). Im dłużej jeżdżę tym częściej odpuszczam dyskusje i rękoczyny. Jadę dalej swoje. Szkoda 5 min na kłótnie i utarczki, lepiej dokręcić więcej niż się użerać, z ludźmi, który nie i tak nie zrozumieją.
Warto też sobie zadać pytanie czy my też jesteśmy zawsze w porządku.