Koniunl zauroczyłeś mnie znajomością Bathorego :-D
No chyba coś w tym jest co mówisz. Ja już od dawna widzę że regularność i konsekwencja przynosi nadspodziewanie dobre efekty.
Wczoraj też udało mi się wysłać córkę do dziadków, żona poszła do lekarza a ja na rower.
Nie robiłem żadnej standardowej trasy (om 30 km) tylko poszedłem na równą spokojną jazdę na dystans (też nie powalający bo 70 km).
No i co???
No i rewelacja. Jadąc trasę 30 km mogę sobie pozwolić na głupią szarpaną jazdę i zajechać się w trupa.
Przy jeździe 50km + skutkuje to straszliwym zmęczeniem, a wczorajsza jazda to była poezja :-)
Spokojnie i równo, jak ruski czołg. Głowa była nastawiona na dotarcie do celu a nie na rekordy i jechało się pięknie.
Sumarycznie myślę że średnia wyszła podobna gdybym ten dystans szarpał tzn początek i jakieś proste jechałbym na maxa a później dochodził do siebie :-)
O interwałach myślę... tylko czy one aby nie są nudne? ;-)
Tak poważnie główny problem to czas, czas który zabieram rodzinie i który skoro już go zabieram chcę maksymalnie wykorzystać.
Tzn. jeżdżę teraz 3 razy w tygodniu, jeżeli w jednym z tych dni będę robił interwały to będzie to jazda nie na żaden dystans, nie do celu tylko w koło bloku. Efekty pewnie byłyby super ale jakoś nie mogę się przełamać chociaż może już czas.
czarusblitz Friela czytałem Biblię kolarza górskiego.
Co do stref i ich nowego wyznaczania musiałbym kiedyś zrobić sobie test Friela chociaż sprawa też wydaje się bardziej złożona tzn. średnio ufam różnym wzorom i uogólnieniom. Teraz widzę że jeżdżąc w strefie 133-151 ud/min moje tempo konwersacyjne took 140 -144 to takie optimum, w którym na dystansie czuję się najlepiej.