Posted 17 July 2009 - 08:51
Cóż, emocje znacząco opadły, ale i tak jeszcze czas by podzielić się wrażeniami z Istebnej.
To mój pierwszy maraton szosowy i od razu napiszę- na pewno zapoczątkuję serię.
Wystartowałem na trasie MEGA. To że start miał formę startu wspólnego i organizatorzy zapewniali żeby za nadto nie przeciskać się na początkowych kilometrach wąskich, leśnych , z dobrym asfaltem ścieżkach było dla mnie, debiutanta informacją z jednej strony przydatną ze względów bezpieczeństwa, a drugiej strony trochę usypiającą czujność i przód odskoczył znacząco do przodu, co zapewne w końcowym rozrachunku i tak nie miało znaczenia.
A i tak, mogłeś jechać spokojnie, ale nie uchronisz się przed przecinającą drogę sarną. Bo takowo zdarzenie miało miejsce :!: Metr przed gościem przede mną przemknęła w poprzek brązowa sarnia masa. Można sobie wyobrażać skutki zderzenia, a tym bardziej jakby jechala zwarta grupa :!:
Spokojna początkowa jazda i pierwszy podjazd pod Koczy Zamek, całość stawki rozciągnęła się na podjeździe po horyzont, który trzeba pokonać, oj ciężko, ale zwątpienie odrzucam szybko, przecież to pierwsze kilometry :oops: Pierwsze ofiary niemocy już się pojawiają, niby defekt coś tam sprawdzają przy rowerze, w każdym razie progi już się ścierają o asfalt.
Teraz zjazd do Jaworzynki , który pokonamy jeszcze raz w finale, a potem właściwie zapamiętałem parę naprawdę ostrych zjazdów, podziwiam niektórych odwagę, i zaznaczam nawierzchnia na nich bardzo dobra.
Kolejny etap trasy który podsuwa pamięć to przekroczenie czeskiej granicy i podjazd do Jaworzynki, a zaraz pierwszy raz pod Kościół w Istebnej.
Przez Czechy jedziemy w około 10 osobowej grupce, potem na pierwszym podjeździe już się rozczłonkowujemy.
Po przekroczeniu startu ruszamy na drugą pętlę, tu wiem tylko że Salmopol czeka, ale jego się nie obawiam, lubię długie niezbyt strome podjazdy. I rzeczywiście jest dobrze , mijam trochę ludzi i na szczycie dochodze do 3 osobowej grupki, a potem długi zjazd do Szczyrku, na którym znów tracę, jak i na większości zjazdów.To jednak trochę irytujące, gdy wyprzedasz ludzi pod górę by zaraz potem przemknęli obok Ciebie podczas zjazdu. Ale żadnych usprawiedliwień.
I tak tasujemy się, cały czas mniej więcej ta sama grupa. Już są dobrzy znajomi, atmosfera fajna.
I od tego momentu oczekuję już finałowej niespodzianki, bo organizatorzy nimbem tajemnicy otoczyli podjazd pod Ochodzitą od strony Kamesznicy. Jedziemy od Milówki w dużej grupie i jest wrażenie że wszyscy wyczekują za zakrętem czegoś s strasznego. :shock: I jak się okazało słusznie. Bardzo fotogeniczne miejsce, wykańczające MEGA i GIGA.
To ten kawałek trasy którego mogłoby nie być. Podejrzewam że o ten fragment lobbowali fotografowie. :mrgreen:
O tym podjeździe już dużo napisano, więc ograniczę się do pochwalenia, że zachęcony przykładem innych również odbyłem mały spacer. 8-)
Na samym s szczycie minęła mnie bardzo dynamicznie , tylko na siodełku sąsiadka z kwatery-Pozdrawiam.Tu zanotowałem swój błąd, bo trzeba było jeszcze coś wyciskać na ostatnich 200 m z siebie. Parę miejsc by człowiek urwał. A potem drugi raz zjazd do Jaworzynki, znów mnie ktoś mija, potem ja go na finałowym podjeździe pod Kościół, a potem znów mnie on na zjeździe do mety.
Na mecie czekają moje Kobiety.Eufori nie odnotowałem, zmęczenie tak. W miarę szybko dochodze do siebie zjem jeszcze wyczekany makaron i resztki z bufetów które zwieziono na metę.
O wyniku jeszcze nie myślę. Zresztą od samego początku nie nastawiałem się właściwie na nic.
Podsumowując: trasa ciężka, moje okolice (Beskid Wyspowy) miejscami symulują trasę, ale takiej opcji nie przewidziałem i wiem że 25 z tyłu nie wystarcza przy 39 z przodu. Swój występ oceniam na 4 myślę że jednak nie dałem z siebie wszystkiego.
Organizacja bez zastrzeżeń, świetnie oznakowanie, bogate bufety, na trasie można powiedzieć- wiwatujące tłumy-bardzo to miłe, i bardzo sympatyczni współzawodnicy, których pozdrawiam i mam nadzieję że zobaczymy się wkrótce na trasie Klasyka Kłodzkiego.
Nr 201- 49 miejsce w OPEN, 19 w M3, czas 05:48:24