Nie bardzo rozumiem, w jaki sposób statyczne siły działające na oponę (szytkę) miałyby być destrukcyjne dla opony napompowanej do zalecanego czy nawet maksymalnego ciśnienia. Nigdy nie spuszczam powietrza z opon po jeździe.
Rozumiem, że jak ktoś wiezie rower czy zostawia go na słońcu w bagażniku samochodu pod klapą z szybą, to wtedy ma to jakiś sens. Ale w normalnym użytkowaniu? To taki sam mit jak zrzucanie przerzutki na najmniejsze zębatki, aby się sprężyna nie naciągała.
A przy okazji, jeśli oponę tylko dopompowujemy co jakiś czas, to z czasem w oponie mamy coraz więcej azotu, a coraz mniej tlenu. Dętka jest bardziej porowata dla cząsteczek tlenu niż dla azotu, więc tlen ucieka szybciej i stosunek tych gazów w dętce się zmienia na korzyść azotu. Po iluś cyklach dopompowania powietrze (a raczej ta mieszanina, która powstała w dętce) uchodzi wolniej i dłużej mamy utrzymywane ciśnienie.