Zacznę od tego, że kask posiadam. Kupiłem kiedyś w komisie, "poniemiecki", po jakimś Helmucie, za 10 zł. Było to parę lat temu gdy wybierałem się na pierwsze zawody, a jedynym powodem było to, że był na tych zawodach obowiązkowy.
Od tamtej pory używam go zawsze ... na zawodach. Nawet bardzo nie przeszkadza. Często nawet pomaga mi później znaleźć się na zdjęciach w tłumie, bo ma dosyć paskudny niebieski kolor.
Na co dzień nie używam. W mojej rowerowej historii zaliczyłem trochę wywrotek, zwykle niegroźnych, a przeważająca większość miała miejsce na rowerze górskim, chociaż spędzam na nim kilkakrotnie mniej czasu niż na szosówce. Tylko jeden raz w życiu uderzyłem głową o ziemię (otb na góralu na stromym zjeździe). Główny impet poszedł jednak w bark, co skończyło się na rozerwaniu wszystkich więzadeł obojczykowo-barkowych (3 stopień). Uderzyłem w dosyć miękką ziemię, na głowie miałem grubą czapkę, ale szyję mi trochę wygięło. Głowa bez kasku odruchowo schowała się, przytulając się niejako do drugiego barku, a ten wystawiony na działanie siły już spisała na straty. Kark trochę bolał, ale jednak nie ucierpiał. Głowa również.
Po tym wypadku (3 tygodnie w gipsie, miało być 6, ale nie wytrzymałem - drugi raz bym się nie dał tak zagipsować) zastanawiałem się, co by było, gdybym miał wtedy kask na głowie i czy nie zacząć go używać regularnie.
Ale dalej w kasku jeżdżę tylko na zawodach.
Ostatnio trafiłem na pewien tekst:
http://mathmed.blox....tuje-zycie.html
i po jego przeczytaniu myślę, że gdybym miał wtedy kask, mógłbym skręcić kark. Ale z drugiej strony, będąc na miejscu wypadku jeszcze w gipsie i analizując, jak do niego doszło, zauważyłem wapienne kamienie w ziemi własnie w pobliżu miejsca, gdzie uderzyłem. Wprawdzie nie wystawały zbytnio z ziemi, ale jednak tam były. Czy gdybym trafił na taki kamień gołą głową, doznałbym urazu? A czy kask, chroniąc mnie przed tym urazem, nie spotęgowałby jednak urazu kręgosłupa szyjnego, bo kierunek siły zwiększonej przez wydłużenie promienia, na którym działa poprzez kask, był ku temu sprzyjający?
Nie jestem przeciwnikiem kasków, ale myślę, że ich wpływ na bezpieczeństwo przy szeroko pojętej jeździe na rowerze jest nieco przesadzony.
Niedawno wdałem się w dyskusję tutaj na Forum o oponach z kolcami do zimowej jazdy rowerem. Jestem ich propagatorem i używam ich, bo z doświadczenie wiem, że realnie podnoszą moje bezpieczeństwo czynne, działają praktycznie w każdej sekundzie, czuję to po zachowaniu roweru i ograniczeniu ilości upadków, gdy mam je na kołach (obu).
Podobnie jest z oświetleniem. Gdy widzę rasowego kolarza w kasku za 500 zł, pomykającego po zmroku bez jakiegokolwiek oświetlenia, bo nie chciał psuć wyglądu swojej maszynki jakimiś świecidełkami, albo szkoda mu było na to 30 zł, to nóż mi się w kieszeni otwiera.
Mam nadzieję, że nikt mnie nigdy nie będzie zmuszał do jazdy w kasku po przysłowiowe bułki do sklepu. Chociaż nasi parlamentarzyści lubią się wybijać w takich rozwiązaniach.