MTB sprzed 15 lat wygląda za to jakoś tak jak niżej - oto mój Scott rocznik 2006... <damn pamiętam ten dzień w sklepie jak by to było wczoraj> tylko z napędem 1x11. Nadal go mam chociaż od wielu lat tylko stoi, czasami żona podepnie pod trenażer na chwilę.
Pamiętam, że ówczesne trasy maratonów MTB bardziej przypominały właśnie dzisiejsze gravele. Były po prostu technicznie łatwe. Mój współczesny gravel potwór (opony 2,2" i napęd eagle) jest jak sądzę nawet lepszy na takich trasach. Za to jest zdecydowanie lepszy na gładkich prostych i innych szosach - bo pozycja i prowadzenie tak bardzo od mojej szosy się nie różni.
Za to mój współczesny MTB to kolejny hardtail z niewielkim skokiem... i on w prowadzeniu tych dwóch wyżej kompletnie nie przypomina. Krowa na prostych, dzik podczas slalomów między drzewami.
Jeżeli miałbym subiektywnie nazwać coś wytworem marketingu to zdecydowanie nie byłby to sportowy gravel tylko jego ułomna, ograniczona wersja. Czyli po prostu dowolna super droga szosa aero, najlepiej taka z patentami producenta, żeby nic do tego nie pasowało.
Dlaczego nikt się z tego nie nabija? Przecież napięty amator na czymś takim wygląda czasami prześmiesznie. A geometria współczesnej szosy od tej 15 letniej różnić się szczególnie nie będzie. A jednak to bardziej funkcjonalna wersja tego roweru czyli sportowy gravel bedzie przedmiotem kpin