Te "procesy" to są znane od lat....
(...)
Najwięcej kasy koncerny wydają na kampanie reklamowe, które mają nam wmówić, że tylko nowy produkt ich firmy może dostarczyć niezapomnianych wrażeń z jazdy.
I technologie i procesy wbrew pozorom się zmieniają - jakiś postęp się dokonuje, bo każda szanująca firma stara się być tą najlepszą. Np. Shimano... Mogli dojść do wniosku, że nie można skonstruować lepszego osprzętu - a zrobili elektryczny Dura-Ace. Campa wypuściła 11-biegowy system, czyli jednak coś się dzieje. Rozwój nie stoi w miejscu i ktoś to musi sfinansować. W ramach jest tak samo. Niedawno karbony ważyły 1200 g, teraz spokojnie można dobrą ramę kupić dużo lżejszą, a tak samo sztywną.
Logicznym jest, że ktoś, to posiada dobrą markę będzie chciał swoje produkty sprzedać jak najdrożej. Tak, jak człowiek idący do pracy na okresie próbnym pracuje za grosze, a jak już się wdroży i nabędzie doświadczenia dostaje podwyżkę. Bo jest sprawdzony i wiadomo, czego można się po nim spodziewać.
Można mówić, że rowery za 10.000 to czysty marketing producentów, że powinniśmy jeździć Dacia'mi, bo nie warto płacić kilka razy tyle za markę BMW, i kupować wino w Biedronce za 3,50, bo przecież francuzi chcą więcej za swój trunek ze względu na markę! No i oczywiście ubierać się tylko w Lumpeksach
Kończę moje wywody stwierdzeniem, że rowery to taki rynek jak każdy inny. I na prawdę jest w tym wszystkim sens i logika. Kwestia podejścia. Jeśli ktoś zamierza płakać i narzekać, to niech pójdzie kupić rower do Tesco, teraz są wiosenne promocje. Za 300 PLN można coś wybrać. :-)