W Stanach różne organizacje walczą o nazywanie rzeczy po imieniu - "accident" to faktyczny wypadek (np. ktoś zasłabł podczas jazdy, pękła opona), a "crash" to sytuacja spowodowana przez uczestnika wypadku, np. gapienie się w telefon czy zbyt szybka jazda.
Zależy, o jaką definicję chodzi.
Jedna z definicji wg Merriam-Webster Dictionary brzmi: an unfortunate event resulting especially from carelessness or ignorance (czyli np. potrącenie z powodu zagapienia się w telefon - za to bez rozróżnienia pod względem powagi skutków). Natomiast definicja prawna jest już faktycznie nieco inna: an unexpected happening causing loss or injury which is not due to any fault or misconduct on the part of the person injured (czyli nawet morderstwo z premedytacją można pod to podciągnąć).
Co nie zmienia faktu, że amerykański system prawny jest dość... specyficzny. Bardzo często więcej zależy od prawników zajmujących się sprawą (zarówno adwokatów, jak i prokuratorów) niż od prawa jako takiego.
W USA, Niemczech czy UK nieraz orzekano już np. dla kierowców, którzy zranili rowerzystę w czasie treningu, karę za napad z użyciem niebezpiecznego narzędzia. O kilku krajach Europy nie wspominając, gdzie zasadniczo uważa się, że skoro kierowca ma prawo jazdy oraz wyższy poziom kompetencji oraz jednocześnie dostęp do pojazdu bardziej niebezpiecznego dla otoczenia, to spoczywa na nim dodatkowa odpowiedzialność.
Niestety u nas to nie do pomyślenia, bo prokuratorzy i policjanci to zadziwiająco często miękkie faje w stosunku do kierowców. Efekt to drogowa dzicz na każdym kroku.
BTW druga część Twojej wypowiedzi, a także moja w całości, chyba nadawałyby się lepiej do "Jak jeździć rowerem szosowym w Polsce"