Jawor znam, podjeżdżałem parę razy, ale tylko na rowerze crossowym, gdzie mam dużo miękkich przełożeń. I właśnie zdziwiło mnie, że parę razy musiałem zrzucać na młynek (22z), by trochę odpocząć. Ale było to trzeciego dnia pobytu w Bieszczadach, gdzie w poprzednie dwa dni robiłem po około 100 km (w tym trochę po szlakach pieszych, np. Żebrak, Jaworne, Fereczata, Okrąglik) i byłem już trochę zmęczony.
Zabieram w Bieszczady od paru lat crossa, głównie ze względu na uniwersalność, ale i dlatego, że na mojej szosówce z obecnym napędem 52/39 i kasetą 11-25 nie bardzo widzę atak na Jawor. To znaczy może bym wjechał, ale przepychanie byłoby straszne.
Może jest trochę tak, że obcowanie z miękkimi przełożeniami powoduje, że trudno potem się bez nich obejść. Kiedyś jeden czy dwa sezony miałem w szosie 42/21 i nie narzekałem (choć na najbardziej stromych podjazdach w mojej okolicy kadencja spadała pewnie poniżej 60 obr/min), ale było to jeszcze w czasach, gdy nie jeździłem praktycznie na góralu czy crossie, więc nie bardzo wiedziałem, co dają miękkie biegi.