Wykopaliska
Dzisiaj drugi w tym sezonie wyjazd góralem - w poprzednich latach jakoś więcej w terenie jeździłem, w tym roku głównie szosa. Choć mam co testować, bo wróciłem do ulubionych Race Kingów i zmieniłem napęd na 2x9 z płaską kasetą - jest miodzio.
Niestety, dzisiaj miałem drugą odkąd jeżdżę rowerami, poważnie wyglądającą wywrotkę, tym razem właśnie na rowerze górskim, a było tak:
Jechałem leśna drogą, widać mało uczęszczaną, bo zarośnięta wysoką trawą. W pewnym momencie, z polany, gdzie było jasno wjechałem w zacienioną drogę, w gęsty las. I nagle bęc.... Czy mam za ciemne okulary, czy różnica w natężeniu oświetlenia spowodowała, że nie zauważyłem potężnego korzenia, wyrastającego w poprzek drogi, w koleinie. Przednie koło obsunęło się z jego pionowej powierzchni, skręciło pod kątem prostym do kierunku jazdy, wyrywając kierownicę z rąk. Następnie wykonałem przepiękny lot przez kierownicę, cały czas będąc połączony z rowerem, który podążył za mną, następnie wykonałem pad, amortyzując upadek rękoma i przetaczając się na plecy. W pewnym momencie, będąc twarzą do góry, a plecami na ziemi, zobaczyłem rower przelatujący nade mną. Pociągnął on moje nogi, a uderzając o ziemię wykręcił je w nieprawdopodobny sposób. Dalej sunąłem poplątany z rowerem jeszcze jakiś czas i .... cisza. Wszystko znieruchomiało.
Pomyślałem - co mi się stało:
Ręce na które upadłem wyglądały na całe - nie bolały.
Głową ziemi nie dotknąłem (jeżdżę bez kasku ), plecy - w miarę, choć wydawało mi się, że najdłużej na nich szorowałem po ziemi - całe.
Bolało lewe podudzie z przodu - otarcie, ale nie było krwi i prawa łydka. Jak już się pozbierałem, okazało, się że krwawi prawe kolano - rozcięcie i prawa łydka - chyba nabiłem się na zębatkę, bo cała ubrudzona smarem z łańcucha.
Rower o dziwo zniósł upadek bez najmniejszego uszczerbku, więc wsiadłem i ... pojechałem do domu, a miałem z 15 km.
Teraz, po kąpieli zastanawiam się, czy jechać na szycie tej rany na kolanie - dość głęboka i długa na ok. 4 cm.