Taka tam luźna wycieczka, ale dawno nie byłem w tamtych rejonach i się zapomniało, że z za winkla wyskakują taaaakie ścianki niespodzianki i że świat może się nagle skończyć
Na zjazdach 50-60, bez dokręcania, dziury, wąsko i ludzie walczący z drzewami stanowiącymi aleje, bo przecież jabłka i śliwki dojrzałe.
Do domu na pamiątkę przywiozłem deszcz, od Osoblahy się zaczęło i dobrze, bo już duchota się robiła.
Czechosłowacki rower w nowej odsłonie na takie akcje jest idealny.