Moment obrotowy to nic innego jak sila razy ramie a wiec im wieksza sila nacisku i im dluzsza korba tym wiekszy moment. Dochodzi do tego przekladnia dzieki czemu zamiast wydluzac korbe albo stawac na pedalach by ruszyc z miejsca wrzucamy na wieksza koronke. Moc to z kolei niejako szybkosc podawania momentu. Mozna podawac duza sile wolniej albo mniejsza sile szybciej i moc bedzie ta sama. Podejrzewam, ze jak kazdy silnik spalinowy tak i czlowiek ma okreslona kadencje, przy ktorej generuje najwyzsza moc a po przekroczeniu ktorej moc spada zamiast rosnac.
Jest jednak pewna zasadnicza różnica pomiędzy charakterystyką silnika spalinowego a człowieka. Wykres mocy i momentu obrotowego dla danego silnika jest stały i niezmienny, drobne wahania mogą wynikać jedynie z warunków otoczenia i parametrów oleju i paliwa (temperatura i ciśnienie powietrza, lepkość oleju, jakość paliwa). Człowiek to o wiele bardziej złożona konstrukcja i nie da się dokładnie wykreślić takich krzywych dla żadnego kolarza. Ponadto, organizm człowieka jest podatny na wpływ treningu i parametry te możemy w dużym stopniu modyfikować, co można by porównać do tuningu silnika (mechanicznego czy elektronicznego). Gdyby chcieć wyznaczyć charakterystykę mocy i momentu kolarza w danym momencie to będzie ona różna w zależności od tego, co było przed chwilą i co dzieje się w fizjologii organizmu aktualnie.
Wysoka kadencja nie jest żadnym cudownym środkiem w kolarstwie, a jedynie takim złem koniecznym umożliwiającym osiąganie wysokich mocy, przez długi czas, zwłaszcza kolarzom o małej masie mięśniowej. Ja bym raczej powiedział, że wysoka kadencja pojawia się jako skutek długotrwałego treningu i przebudowywania ciała, a nie że dzięki treningowi na wysokiej kadencji robimy wielkie postępy.
Jestem wielkim zwolennikiem wykorzystywania całego zakresu obrotów silnika, oraz unikania mocnego obciążania go na niskich obrotach, ale wszystko ma swoje miejsce. Utrzymywanie wysokich obrotów na niskim biegu w momencie, gdy nie ma zapotrzebowania na dużą moc (lub gdy nie potrzebujemy precyzyjnie dozować siły napędowej i hamować silnikiem, np. w zakręcie) jest zupełnie bez sensu i tylko niepotrzebnie zwiększa zużycie paliwa. Przyspieszanie pod stromą górę na piątym czy szóstym biegu z 1500 obr/min dla większości silników (tudzież sprzęgieł i skrzyń biegów) też nie jest niczym przyjemnym, choć wiele potrafi to maskować dwumasowymi kołami zamachowymi i innymi wynalazkami. Albo przejeżdżanie rond czy skrzyżowań na 3-ce czy 4-ce, aż mnie serce boli jak na to patrzę i słyszę te cierpiące silniki. Nie mam jednak nic przeciwko wrzuceniu wysokiego biegu podczas jazdy z lekkiej górki (gdy nie ma zakrętów) i z wiatrem, ledwo dotykając pedał gazu, nawet na bardzo niskich obrotach.
Trzeba też wspomnieć o tym, że nie wszystkie interesy da się pogodzić. Jazda łagodna dla silnika nie zawsze będzie najbardziej ekonomiczna, a ekojazda wcale nie musi być zdrowa dla silnika, choć faktycznie silnik często jest najbardziej ekonomiczny, gdy jest mocno obciążony już od stosunkowo niskich obrotów (chodzi zapewne o stosunek generowanej mocy do strat na oporach wewnętrznych, które wtedy są korzystnie niskie) . Coś za coś.
Ja jazdy na wysokiej kadencji nigdy się świadomie nie uczyłem, ale obecnie kręcę na pewno szybciej niż 20 lat temu. W miarę poprawy formy w danym sezonie też zauważam niewielki wzrost średnich kadencji. Jednak generalnie mam podobne odczucia jak Arni. Kadencja powyżej 100 obr/min to dla mnie tylko na krótką chwilę, a z kolei od dołu niekomfortowo na podjazdach czuję się gdzieś poniżej 70 obr/min., choć zwykle wolę nieco więcej. Ale jak jadę rekreacyjnie, to z górki z wiatrem mogę sobie kręcić nawet 60 obr/min, bo to wtedy taka "ekojazda".
Jeszcze taki artykuł znalazłem:
http://www.cyclingwe...-froome-191779