Dlatego wlasnie taka wade nalezaloby najpierw udowodnic, aby starac sie o odszkodowanie, a wctym przypadku zniszczen ramy nie widac, wiec zaden Ubezpieczyciel nie wyplaci za rame tylko dlatego, ze ktos po wypadku ma lek ja uzytkowac.
Dtuga sprawa, kolega Kresowiak jest trzecim bodajze wlascicielem roweru, wiec o jakiejkolwiek gwarancji moze zapomniec, a nawet gdyby kupil nowa rame i mial na nia paragon, to producenci umozliwiaja jej wymiany z tzw. Programu "Crash Replacment" najczesciej za polowe ceny i tylko jednorazowo oraz tylko w przypadku, gdy rama uszkodzona zostala z naszej winy. Natomiast za szkody na rowerze z powodu osob trzecich lub innych zdarzen losowych oraz przerabianie ram inaczej niz wg zalecen producenta, produkt traci gwarancje.
Wiec jesli pojdziesz do producenta i powiesz ze miales wypadek nie z twojej winy, mozesz zapomniec o jakiejkolwiek gwarancji, mozesz jedynie starac sie o zwrot u sprawcy zdarzenia lub jego Ubezpieczyciela tak jak w przypadku Kresowiaka. Ale poki co zdjecia i wstepna analiza rzeczoznawcy nie wykazala zniszczen, wiec Ubezpieczyciel nie ma podstawy do wyplacenia ofszkodowania za framset, wiec pozostaje mu tylko zrobic szczegolowa analize i przeswietlenie fransetu. Jesli wszystko okaze sie ok, to moze stracic takze te 900zl wydane na analize.
To nie tak. Nie mogę się z tym zgodzić bo mój przypadek temu przeczy.
Już chyba wcześniej opisałem jak było w moim przypadku. W skrócie i ostatni raz:
Wypadek.
Uderzenie samochodu bardzo mocne, na pełnej prędkości na długiej prostej poza miastem, uderzenie z tyłu - tak jakby mnie nie było na drodze. Odbiłem się od samochodu (rozwalony przód auta jakby w drzewo walnął) poleciałem wysoko i daleko w górę i na asfalt. Na ramie (karbonowej) nie było śladu po wypadku, uznałem ją jednak za uszkodzoną strukturalnie wewnątrz - nie zamierzałem ryzykować. Koło tylne (karbonowe scentrowane), przednie całe. Porysowana przerzutka, klamki, siodełko, korby. Kask wizualnie cały, minimalne porysowanie, uznałem do wymiany, nie zamierzałem nawet dyskutować o tym. Buty - zdarta część podeszwy karbonowej. Ubrania podarte. Karetka, szpital, badania, jestem w miarę cały, w sensie nic nie połamane. Plecy mnie n….ją do dnia dzisiejszego, chodzę wciąż na rehabilitację i odszkodowania na osobie dopiero będę dochodził, bo wcześniej nie miałem czasu.
Zgłoszenie szkody w rowerze:
Ramę uznałem za uszkodzoną mimo braku śladów zewnętrznych.
Do wymiany uznałem wszystkie części, na których powstała choćby najmniejsza ryska.
Kask, ubrania, buty również.
Koła uznałem do wymiany w komplecie, tył i przód.
Do szkody nie przedstawiłem żadnych faktur paragonów itp. Kupowałem w częściach przez dłuższy czas wszystko przez internet i rower składałem sam. Maile potwierdzające zakupy już zarchiwizowane, więc nie mogę przedstawić. Zamiast tego zrobiłem im listę wszystkich uszkodzonych wg mnie części wraz z ceną rynkową detaliczną. Jakie ceny - to oczywiste - drogie sklepy znalezione w internecie, oferty bez aktualnych promocji, wydruki print screenów z ofertami sklepów. Do tego wydrukowałem im ściągnięte ze stron producentów ram karbonowych instrukcje i pozaznaczałem fragmenty, gdzie przestrzegają lub zabraniają używania karbonowych części i ram bo poważnym wypadku.
Likwidator jak przyszedł to tylko pokręcił głową, powiedział, że on nic nie widzi oprócz krzywego koła i paru rysek. Że nie wiedział, że rower w ogóle może tyle kosztować. Pozachwycał się rowerem jaki to lekki itp. Ja mu powiedziałem , że nie interesuje mnie co on widzi a co nie, bo się na tym nie zna, a ja wiem co mam uszkodzone i ile to kosztuje oraz że oczekuję zwrotu wszystkiego w 100% i że nie będę prowadził żadnych negocjacji. Dla ułatwienia dałem im tą swoją listę i wydruki ze sklepów z cenami wylistowanych części oraz wydruki z instrukcji. Porobił zdjęcia wszystkiego i poszedł.
Za dwa dni dostaję telefon, że trzeba oddać rower do ekspertyzy, która potwierdzi lub nie moją opinię co jest uszkodzone, a co nie. Powiedziałem OK, wyznaczcie sobie serwis i zapłaćcie za ekspertyzę. Wyznaczyli mi serwis, zawiozłem tam rower i dałem im swoją listę i wytłumaczyłem co uważam za uszkodzone i dlaczego. Serwis (za który nie płaciłem) potwierdził moją opinię w całości. Po kilku dniach miałem na koncie całą kasę co do złotówki z mojej listy i wedle przedstawionych przeze mnie cen. Żadnego kręcenia, ściemniania itp. Szybko, prosto i na temat. Nie używałem prawnika, ani innych specjalistów. Prawnika mam w innych sprawach zawodowych, ale trzymałem go w odwodzie, gdyby ze mną próbowali pojechać jak z Kresowiakiem. Nie próbowali. Może dlatego, że dwa lata wcześniej próbowali numerów ze szkodą jak mi ktoś skasował samochód. Pozwałem ich do sądu i przegrali z kretesem. Chyba woleli drugi raz nie ryzykować.
Finał.
Doceniłem sprawność i bezproblemowość likwidacji szkody - w firmie, w której pracuję korzystam z tej ubezpieczalni kupując u nich polisy.
Doceniłem rzetelność i uczciwość serwisu, który nie działał bezczelnie na korzyść tego, kto mu płacił za ekspertyzę. Stałem się tam nowym klientem.
Tylko tyle i aż tyle.
Pawelp7 słusznie zauważył, że ja też się pomyliłem, rozpędzając się nadto z oceną jego osoby. Przepraszam.
Może komuś moja przygoda pomoże, może nie. Każda sytuacja jest inna i różne osoby miały różne doświadczenia w podobnej sytuacji. Natomiast z każdej z opisanych historii należy wyciągać odpowiednie wnioski.
Życzę wszystkim, żeby nie mieli okazji do korzystania z czyichkolwiek rad w tym temacie.