To faktycznie staje się dość monotonne. Pomijając najważniejszy argument, że jakaś tam szansa na zwycięstwo jest, rozumiem, że trzeba się pokazać publiczności, pokazać sponsorów itd., ale przecież zdecydowana większość ucieczek jest łapana kilka (i to dosłownie kilka, co dla uciekających jest pewnie najbardziej dołujące, chociaż pewnie się z tym liczą ;-)) km przed metą, więc na miejscu kolarzy bym w ogóle nie odjeżdżał :-D To tak trochę z przymrużeniem oka, oczywiście emocje są kiedy np. ostatni kolarz z ucieczki 500 m przed metą widzi pędzący peleton i udaje mu się ostatkiem sił dojechać jako pierwszy. Radia też są w jakimś tam stopniu potrzebne, ale trochę to moim skromnym zdaniem zabija prawdziwą rywalizację. No ale ten temat już był, więc się ma się co więcej rozwodzić.wszystko wyliczone, jak jechac żeby dogonić ucieczkę....Żeby im chociaż zabrali te słuchawki, ale zdaje się że ten pomysł umarł śmiercią naturalną
Chyba nawet dziś p. Jaroński powiedział to wprost. Generalnie miał podobne przemyślenia odnośnie "monotonii płaskich etapów" i różnych niepisanych zasad w peletonie.Aż mi żal Jarońskiego i Wyrzykowskiego, bo muszą się starac żeby coś wymyśleć, bo na trasie takiego etapu jak dziś, to nie wiele się dzieje
Dziś byli chyba w wyjątkowo dobrym humorze - co chwila jakieś żarciki, historie o Chińczykach w Montargis, rozmowy o "zafascynowaniu" p. Wyrzykowskiego panią doktor i p. Jarońskiego panią od pokazywania czasu ("człowiek-tablica" :-)) itd. ;-)Ale oczywiście komentarz obu Panów, jak co roku, genialny